Zabrakło prądu.

Źli ludzie wyłączyli prąd w mojej dzielnicy. Na dwie godziny. Oczywiście wcześniej uprzedzili, że będą jakieś prace konserwatorskie, ale kto by o tym pamiętał. Ja nie pamiętałem.

Nie miałem kawy ani możliwości jej zrobienia, bo mam czajnik elektryczny i płytę indukcyjną, oba sprzęty na prąd. Piec się wyłączył, bo też potrzebuje prądu, więc dość szybko zaczęło robić się zimno – temperatura tego dnia oscylowała w okolicy zera i strasznie wiało każdą najmniejszą szczeliną w oknach. No i oczywiście – nie działał Internet, którego potrzebuję do pracy oraz bezmyślnego przewijania facebookowego paska z arcyważnymi treściami. Na szczęście miałem naładowany komputer i smartfon, w którym mogłem uruchomić Internet i korzystać z niego na laptopie. Tak, czy inaczej, boleśnie zdałem sobie sprawę, jak ważna i jednocześnie niedoceniana jest energia. W tym przypadku energia elektryczna, ale gdyby popatrzeć nieco szerzej..?

Wszyscy mamy trzy zasoby, którymi obdzielono nas mniej więcej po równo – czas, energię do działania oraz zdolność decydowania o tym, w jaki sposób pożytkujemy tą energię w dostępnym dla nas czasie.

No właśnie, w jaki sposób?

Myślę, że mogę śmiało postawić tezę, że większość ludzi nie lubi swojej pracy. Wnoszę to choćby po umiłowaniu piątku, piąteczku, piątunia, czyli oczekiwania na upragniony weekend, kiedy udajemy się do knajp po to, aby fotografować drinki, które tam pijemy oraz ludzi, z którymi je pijemy. Od poniedziałku do piątku pracujemy, bo musimy. Ja akurat zaliczam się tutaj do mniejszości, ale i w mojej pracy znajdą się zajęcia, których nie znoszę, a jednak muszę je robić.

Pracując wydatkujemy energię przeliczaną na pieniądze, które zarabiamy. Przyjmijmy więc, tak na chwilę, że zamiast w kilodżulach, będziemy mierzyć naszą energię w złotówkach. Średnie zarobki w Polsce w styczniu 2017, wg GUS to 4635,77 zł brutto, czyli ok. 3300 zł netto. Tyle energii zmagazynowałeś dzięki swojej miesięcznej pracy, jeśli osiągasz średnią krajową, co w mniejszych, niż Warszawa miastach nie jest takie oczywiste.

Masz kredyt hipoteczny, który spłacasz wspólnie z partnerką / partnerem – dwieście tysięcy na trzydzieści lat, z ratą ok. 1400 zł, zatem z własnej kieszeni wykładasz 700. Miesięczna rata za auto – kolejne 600 zł na pół, czyli 300 zł plus paliwo kolejne 200 zł. Opłaty – 500 zł. Wyżywienie – 1000 zł . Zakładając, że nie palisz, albo nie masz jakichś innych kosztownych nałogów, zostaje Ci w kieszeni jakieś 1000 zł, czyli jakieś siedem dni Twojej pracy (odjąłem weekendy, to tylko dni robocze). Tyle, przy założeniu, że mieszkasz z kimś, kto spłaca kredyt z Tobą na pół i, że mieszkacie tylko we dwoje, nie mając na utrzymaniu dzieci.

Na co wydasz siedem dni swojej pracy, której nie lubisz?

Co sobie kupisz za pieniądze, które kosztowały Cię czas, energię, stres, wysiłek, zdrowie?

Pomyśl teraz o wszystkich zakupach, których dokonałeś pod wpływem impulsu, żeby się lepiej poczuć. O tych nowych gadżetach, które po kilku miesiącach są przestarzałe, o ciuchach, które po sezonie są niemodne, o jedzeniu, którego trzecią część wyrzucamy na śmietnik.

Za każdy z tych zakupów płacisz nie tyle plastikową kartą, ale energią, która tę kartę zasila – Twoim wysiłkiem i czasem. Jak z tej perspektywy wygląda Twój nowy smartfon za dwa tysiące? Powiesz, że kupiłeś go za złotówkę w abonamencie. Jeśli tak, to wiedz, że kosztował jeszcze więcej.

Według danych przekazanych Credit.com przez biuro informacji kredytowej Experian, z grudnia 2016, Amerykanin średnio pozostawia po sobie 61.554 dolarów długu. Te dane zawierają zobowiązania hipoteczne. Bez nich, wysokość niespłaconych pożyczek to 12.875 dol. Zaległości finansowe w 68 proc. wypadków dotyczą salda karty kredytowej, 38 proc. to długi hipoteczne. Reszta niespłaconych pożyczek to głównie kredyty samochodowe, kredyty konsumenckie i kredyty studenckie.[1]

Amerykanie uwierzyli, że naprawdę potrzebują tych wszystkich rzeczy, o których przekonują ich producenci w świetnie wyskalowanych reklamach, tworzonych na podstawie badań marketingowych i dzięki korzystaniu z Big Data. Doskonale wiedzą, co kto lubi i kierują swoją reklamę do precyzyjnie wybranej grupy docelowej. Globalnie – produkujemy coraz więcej, marnujemy coraz więcej, a nasze zapotrzebowanie na energię jest absurdalne. Na wyprodukowanie jednego kilograma wołowiny zużywamy 50 000 litrów wody. Na wyprodukowanie jednej kalorii jedzenia, zużywamy dwie kalorie prądu i paliw. Absurd, prawda?

Nie jestem altruistą, czy jakimś wielkim społecznikiem, nie zmienię świata. Nie namawiam też do ascezy. Ale marzę, naprawdę marzę o ludzkiej uważności w wydatkowaniu energii. O tym, abyśmy zabiegali bardziej o to, czego potrzebujemy niż o to, czego chcemy.

Każdy z nas ma ograniczony czas.

Każdemu z nas skończą się kiedyś baterie.

Ale, na szczęście, każdy z nas może decydować o tym, jak wydatkuje energię w czasie, który ma.

Decydujmy zatem…

[1] Źródło

Udostępnij
O autorze: Adam Walerjańczyk
Interesuje się wieloma rzeczami z różnych dziedzin, ale bardzo, bardzo ogólnie. Wesoły i niekonsekwentny. Aktualnie zainteresowany marketingiem, postprodukcją filmową i mediami społecznościowymi. Kieruje się intuicją bardziej niż dowodami. Potrzebuje wokół siebie ludzi o dokładnie przeciwstawnych stylach działania i na szczęście takich ma.
Jeden komentarz