SETki inspiracji
Blog Grupy SET
Slider

111. Wiosenne porządki w głowie.

Greta Thunberg.
Mam nadzieję, że znasz to nazwisko, a jeśli nie, to pora szybciutko się z nim zapoznać. A właściwie z nią. Płomienne wystąpienie tej piętnastoletniej Szwedki podczas tegorocznego szczytu klimatycznego w Katowicach jest kolejną, tym razem atrakcyjną medialnie próbą ekologicznego przebudzenia i ratowania naszej planety. Możesz obejrzeć je tutaj.

Póki co konsekwencje tego wystąpienia nie wpływają wprost na jakiekolwiek zmiany; jak dotąd 15 marca na całym świecie na ulice wyszła wagarująca młodzież z transparentami typu: „węgiel jest dobry na sraczkę”, próbująca zasygnalizować konieczność natychmiastowych zmian w polityce klimatycznej i ograniczenia produkcji mięsa, plastiku oraz wydobycia paliw kopalnych. No i podobno Greta została nominowana do pokojowej nagrody Nobla.

Nie wiem, ile to zmieni, ale bardzo się cieszę, że młodzi ludzie dostrzegają konieczność zmian i troszczą się o nasze wspólne dobro bardziej, niż ich rodzice. Jak na przykład, wstyd przyznać, mój znajomy, który obecnie zamierza wymienić piec węglowy na piec węglowy i ani myśli o ogrzewaniu gazowym, bo co zrobi ze śmieciami.

 

PORZĄDKOWANIE SZAFY

 

W ubiegłą sobotę, korzystając z rzadkiej okazji, kiedy to nie prowadzę zajęć weekendowych i spędzam czas z rodziną, postanowiłem uporządkować szafę – pozbyć się ubrań, których nie noszę, część wyrzucić, część oddać do Caritasu, wiadomo. Nie robiłem tego od kilku lat, więc część ciuchów mocno się przeterminowała i wisiały albo leżały w tej szafie przez sentyment albo w celu „na pewno kiedyś to założę”.

Samych ubrań pozbywałem się bez żalu; część z nich była zdecydowanie za duża (jak się z tego cieszyłem!:), część zdecydowanie niemodna a niektóre koszule, które celowo rok wcześniej powiesiłem na wieszaku odwrotnie (to znaczy wieszaki z koszulami, co do których miałem wątpliwości, czy je założę zahaczyłem jakby od tyłu, żeby sprawdzić, czy po nie sięgnę przez kolejny rok – polecam ten sposób) pozostały zawieszone tak, jak rok wcześniej, więc łatwiej było mi podjąć decyzję o się ich pozbyciu mimo, że były całkiem w porządku. Nie było tych ubrań wcale tak dużo, jak się spodziewałem, co też sprawiło mi radość.

Ale to, co mnie zaskoczyło, to myśli, które się pojawiły podczas całej tej operacji. Patrzyłem na, mimo wszystko dość pokaźną, kupkę ubrań leżących po części na łóżku, po części na podłodze i widziałem te wszystkie impulsowe zakupy na poprawę humoru. Wszystkie markowe ciuchy z wyprzedaży, bo przecież oszczędzam 100 zł kupując teraz tą koszulę, więc warto. A nade wszystko czułem się oszukany, chyba najbardziej przez samego siebie. Że uwierzyłem, że tego wszystkiego potrzebuję. Że teraz to się nosi spodnie szerokie. A teraz znowu wąskie. A teraz poprzecierane, z dziurami. A teraz lniane, ciemne. A teraz jasne. Potem nastąpiło błyskawiczne liczenie; mniej więcej pamiętałem, ile kosztowały jakieś marynarki, bluzy czy swetry. No i jak sobie to wszystko zsumowałem i zdałem sobie sprawę, na co przeznaczyłem pieniądze, a więc moją pracę, energię, zdolności i umiejętności, to zrobiło mi się zwyczajnie przykro.

Zdaję sobie sprawę, że żyję w bogatej Europie i jestem uprzywilejowany, pisałem o tym ostatnio tutaj. Ale patrząc na tą kupkę ubrań i zestawiając to sobie z moją rosnącą potrzebą odcięcia się od nadmiernej konsumpcji oraz wiedzą o tym, czym jest ślad wodny i ślad węglowy, które zostawia za sobą produkcja czegokolwiek, poczułem złość i rozgoryczenie.
Na szczęście ta smutna refleksja miała też swoją jasną stronę.

 

UWAŻNOŚĆ

 

Pierwszy miły wniosek, który miałem to ten, że ubrań sprzed kilku lat było zdecydowanie więcej niż tych, kupowanych ostatnio. Te kupowane ostatnio były z kolei bardziej przemyślane, wciąż dobrej jakości (co już nie oznacza trochę za dużych albo trochę za małych albo trochę niemodnych hilfigerów czy kleinów, bo z wyprzedaży) i raczej stonowane a przede wszystkim – noszone, więc potrzebne.

Drugi – to, że poczułem jakąś dziwną niezależność. Niby wcześniej też decydowałem o tym, co kupuję, ale teraz decyduję bardziej. Każdą rzecz oglądam dziś po kilka razy i zastanawiam się, czy chcę ją kupić i czy jej potrzebuję i sprawia mi to radość. Jakbym droczył się z chciwymi producentami tych ubrań i mówił im – na mnie nie zarobicie i tak wybiorę to, co chcę, a nie to, co Wy chcecie żebym wybrał. Tak, wiem, to dziwaczny sposób na zaspokajanie niezwykle ważnej dla mnie wartości, jaką jest niezależność, ale w tym przypadku działa. Nie kupuję już na zasadzie: „a wezmę, stać mnie”, bo gdzieś w środku czuję, że ci „oni” właśnie na taką decyzję czekają.

Trzeci – wyostrzam swoją uważność i ograniczam napompowane wcześniej potrzeby. Widzę, jak mało materialnych rzeczy sprawia mi radość i o ile więcej szczęścia dają mi najzwyklejsze czynności, jak jazda na rowerze, gorąca kąpiel czy gotowanie starannie wybranych potraw dla mojej rodziny. A jeśli już sobie coś kupię i jest to zakup przemyślany a nie impulsowy, to wtedy ta rzecz również mnie cieszy. Dziś mam o połowę mniej rozmaitych przedmiotów niż kiedyś a sprawiają mi dwukrotnie więcej radości i to nie przez chwilę, ale przez cały czas ich posiadania. Lubię swoje ubrania, lubię swój rower i swojego e-papierosa.

 

ENERGIA

 

Z energią jest tak, jakbym dał ster lewo na burt i był w trakcie solidnego zwrotu wciąż jeszcze trochę ociężałym frachtowcem. Nie pozbyłem się wszystkiego, wciąż kupuję, nie jestem „zero waste”, choć bardzo podoba mi się ta filozofia. Widzę jednak taką zależność, że im mniej koncentruję się na rzeczach niepotrzebnych tym więcej energii mam na to, co przynosi mi korzyść. Więcej tworzę mniej konsumuję. Częściej piszę niż oglądam filmiki na you tube, częściej wymyślam niż „inspiruję się innymi” (czyli czytam albo oglądam w nieskończoność jakieś treści, żeby na koniec stwierdzić, że chyba tego nie wykorzystam).

Mniej przedmiotów mniej troski, mniej myśli o rzeczach niepotrzebnych uwalnia we mnie więcej energii na rzeczy pożyteczne, jak choćby wrzucenie w tym tekście linku do wystąpienia Grety.

Parafrazując słowa Grety wiem, że na mój luksus przebierania w nadmiarze ubrań w sklepach odzieżowych ludzie pracują w nieludzkich warunkach a ich produkcja pochłania niewyobrażalną ilość energii i emituje tony gazów cieplarnianych. Nie muszę i nie chcę być tego częścią, więc staram się wyhamować. To hamowanie sprawia mi radość i uwalnia mnóstwo energii, którą przeznaczam choćby na napisanie tego tekstu, który w duszy grał mi od dawna. Zwiększa się moje poczucie niezależności. I naprawdę czuję, że przy tej szafie odniosłem jakieś niewielkie zwycięstwo, dzięki któremu jestem odrobinę silniejszy, mam poczucie sprawczości i większej odpowiedzialności za swoje wybory i swoje życie. Nie oddaję tych wartości komukolwiek, kto w wyrafinowany sposób próbuje je naruszyć.

I tak oto napisałem manifest ekologiczny zamiast tekstu edukacyjnego. A może nie?
Oceńcie sami.

Życzę samych świadomych, uwalniających wyborów!

Udostępnij
O autorze: Adam Walerjańczyk
Interesuje się wieloma rzeczami z różnych dziedzin, ale bardzo, bardzo ogólnie. Wesoły i niekonsekwentny. Aktualnie zainteresowany marketingiem, postprodukcją filmową i mediami społecznościowymi. Kieruje się intuicją bardziej niż dowodami. Potrzebuje wokół siebie ludzi o dokładnie przeciwstawnych stylach działania i na szczęście takich ma.
2 komentarze
  1. Magda 28 marca 2019 at 21:10

    Adam, przeczytałam Twój tekst z wieeeeelką przyjemnością! Jestem mega poruszona że i Ciebie poruszyło wystąpienie Grety. Ja żyję trochę w bańce ekologicznej, w sensie większość moich znajomych zajmuje się ekologią, więc nie wiedziałam czy ten przekaz rozszedł się dużo dalej. Super sprawa z coraz bardziej świadomymi zakupami i rozkoszowaniem się rzeczami niematerialnymi, np. kąpielą:-).

    • Adam Walerjańczyk 28 marca 2019 at 22:13

      Ech, ale to jest takie męczące, kiedy wszyscy dookoła mają to w nosie..
      Robię, co mogę, więc napisałem. Cieszę się, że mam bratnią duszę, dzięki Magda!

Napisz komentarz