SETki inspiracji
Blog Grupy SET
Slider

110. Termin przydatności marzeń.

Jakieś piętnaście lat temu usłyszałem od znajomego, że był w Egipcie i nurkował na rafie koralowej. Sposób, w jaki opisywał cały ten podwodny świat, prócz oczywistego kolorytu i tego, co potrafiłem sobie wyobrazić miał w sobie rodzaj jakiejś magii.

Takie uczucia, jak podczas słuchania jego opowieści towarzyszyły mi tylko, kiedy będąc dzieckiem przenosiłem się w świat bohaterów „Gwiezdnych wojen” i wyobrażałem sobie, jak bardzo bym chciał dożyć kiedyś czasów podróży międzyplanetarnych czy międzygalaktycznych. Postanowiłem więc zapisać się na kurs nurkowania, zdobyć uprawnienia i pojechać na rafę koralową, żeby zanurzyć się w całej tej magii zanim stanie się składowiskiem odpadów.

Nie zrobiłem tego od razu, czekałem dobre dziesięć lat, żeby w końcu zapisać się na kurs a potem przerwać go w połowie. Uczyłem się nurkowania w miejskim basenie i pomijając fakt istnienia kilku basenowych stworzeń, jak „krewetki” – czyli kłębki włosów sklejone półprzezroczystymi glutami i „meduzy” – to już same gluty w czystej postaci – większe, ale bez włosów, nurkowanie nie spełniło moich oczekiwań. Nazwy stworzeń poznałem dzięki uprzejmości znajomego płetwonurka i jego wiedzy o tym, co ludzie wydzielają podczas kąpieli w basenach z ust i nosów i jak to się wszystko wspaniale łączy z włosami i wreszcie po co tyle chloru w basenowej wodzie. Ale to nie basenowa fauna mnie zniechęciła; po prostu uznałem, że nurkowanie nie sprawia mi frajdy. I przyznam, że zasmuciła mnie ta wiedza, że coś bezpowrotnie straciłem.

Nieco inaczej sprawa się miała z moim wymarzonym wyjazdem na Islandię, w której się zakochałem od momentu, kiedy po raz pierwszy usłyszałem elficki język w piosenkach Sigur Ros i obejrzałem kilka ich klipów kręconych w krainie ognia i lodu. Było kilka „przeciw”. Czas – tydzień na Islandii to mniej niż minimum, ale wiedziałem, że na więcej nie mogę sobie pozwolić, bo nie chcę zostawiać na dłużej rodziny.
Kolejna rzecz – budżet. Islandia jest najdroższym krajem świata i nawet, jeśli jest jakiś droższy, to Islandia i tak jest najdroższa. No i największe „przeciw” – przecież to fanaberia. Nic mi się nie stanie, jak tam nie pojadę, poza tym i tak często pracuję w rozjazdach, więc wyjazd na tydzień niezwiązany z pracą to lekka przesada. Więc namówiłem przyjaciela i pojechaliśmy. I dziś wiem, że mógłbym odejść z tego świata nie zobaczywszy Islandii, ale bardzo bym nie chciał.
Jak dotąd, to najpiękniejsze miejsce na ziemi, jakie widziałem i jakiego doświadczyłem.

 

Jak spełniać marzenia?

Tak szybko i odważnie, jak tylko się da. Nie głupio i za wszelką cenę, ale też nie odwlekając ich w nieskończoność, albo nawet w niedookreślone „kiedyś”. W tym miejscu pokuszę się o moja prywatną analizę powodów, dla których tego nie robimy. Ty możesz dopisać swoje.

 

Powód 1 – KIEDYŚ TO ZROBIĘ

 

I dalej – przecież nie muszę albo kiedyś będzie lepszy czas albo nie muszę teraz. Moim zdaniem, jeśli realizacja Twojego marzenia nikomu nie zaszkodzi, nie spowoduje, że wpadniesz w długi i nie jest niebezpieczna dla Twojego życia czy zdrowia, to musisz właśnie teraz. Na co czekać? Kiedy będzie ten lepszy czas? Nie wiem, jakie są Twoje marzenia, ale jeśli tylko jest szansa, że Cię na nie stać (czasowo, finansowo, rodzinnie) to realizuj je jak najszybciej. Jeśli nie zrobisz tego teraz może się zdarzyć, że później, „kiedyś” ich realizacja wcale nie sprawi Ci radości czy satysfakcji. Mam świadomość, że niektóre marzenia wiążą się z ryzykiem (np. chcesz rzucić etat i żyć z rysowania komiksów), ale jeśli tego nie zrobisz, nigdy się nie dowiesz, jak to jest. I przejdziesz przez życie wprawdzie bezpiecznie, ale czy na pewno je przeżyjesz?

Przypomnij sobie dziecko, które uczy się chodzić. Jest trzymane przez matkę, by po chwili ruszyć w stronę ojca. Po kilku krokach wprawdzie się przewraca, ale dorośli mają łzy szczęścia w oczach i biją mu brawo, bo ich dziecko postawiło pierwsze kroki.
Sukces, prawda?

W świecie dorosłych byłaby to porażka. Dziecko się przewróciło, ale podjęło ryzyko by w końcu opanować sztukę chodzenia, bo nie wiedziało co to jest porażka. I miało wsparcie najbliższych, którzy go nie krytykowali, ale głęboko wierzyli, że nauka chodzenia to tylko kwestia czasu. A dziecko? Zaufało własnym nogom nie mając pewności, czy się uda. Dorośli o tym wiedzieli, ono nie a jednak za każdym razem wstawało i próbowało dalej.

Nikt z nas nie wie, jaka będzie przyszłość. Ale znamy przeszłość i jeśli uda nam się dokopać do naszych zdolności, mocnych stron, doświadczeń, które nas ukształtowały nie koncentrując się zanadto na tym, co się nie udało, wierzę, że jesteśmy w stanie zajść dalej, zrobić więcej, żyć pełniej. Dla samych siebie, ale i dla innych. I oczywiście z pełną, niemodną dziś pokorą i świadomością własnych ograniczeń, które nie muszą nas przytłaczać.

 

Powód 2 – TO FANABERIA

 

Tak, nie będę się zajmował zbytkami, inni mają gorzej a ja wydziwiam, dzieci w Afryce głodują, a moje marzenia to „problemy pierwszego świata”. Trudno się z tym nie zgodzić. Jeśli jednak tak bardzo przejmujesz się problemami innych, że naprawdę nie jesteś w stanie zabrać się za własne marzenia, czemu nie jesteś teraz w Afryce i nie pomagasz tym głodującym dzieciom? Czemu nie wydajesz wszystkich swoich oszczędności (jeśli je masz) na pomoc humanitarną? Czemu chodzisz do restauracji, na imprezy, czemu pozwalasz sobie na słodycze, nowe buty, drogie perfumy czy wakacje choćby te nad polskim morzem?

Dla jasności – bardzo chciałbym, żeby na świecie był sprawiedliwszy podział dóbr. I nie uważam, że to sprawa najbogatszych ludzi czy najbogatszych społeczeństw (na marginesie dodam, że my, Polacy zaliczamy się do najbogatszych społeczeństw. Nie w porównaniu z Niemcami czy Brytyjczykami, ale z Ukraińcami, Kolumbijczykami, Chińczykami, Hindusami czy mieszkańcami niemalże całej Afryki już tak). Ale nie jestem hipokrytą i widzę, jak i na co wydaję. I może to są problemy pierwszego świata, ale ja się w tym świecie urodziłem i codziennie go wybieram wpisując się w dużej mierze w konsumpcjonizm i kupowanie rzeczy, które nie są mi niezbędne, jak choćby nowy rower, który sobie ostatnio sprawiłem, bo był moim marzeniem. Rower, w którym zakochałem się od razu i nie żałuję ani złotówki, której na niego wydałem. Tak, to fanaberia.

Mogłem te pieniądze przeznaczyć na jakiś szlachetniejszy cel, ale tego nie zrobiłem. I dojrzewam do tego, że to jest w porządku. Może się usprawiedliwiam, ale mam przekonanie, że rodząc się w tym czasie na tej szerokości geograficznej zostałem obdarowany takim życiem, jakie mam i chcę nadać mu sens najlepiej, jak potrafię.

Mam ogromną przewagę nad mieszkańcem np. Korei Północnej, jestem uprzywilejowany. I nie chcę tego zmarnować, dlatego staram się rozsądnie wybierać to, czego pragnę doceniając jednocześnie, że mam wszystko, czego potrzebuję a nawet więcej. Teraz i tutaj mam takie pragnienia, a jeśli kiedykolwiek zdarzy mi się być w innym, gorszym miejscu i czasie, będę się starał realizować takie pragnienia i potrzeby, które w tym miejscu i czasie będą adekwatne. I nie wiem, czy robię dobrze. Mam jednak coś, co podpowiada mi, że tak – rosnące poczucie dobrostanu i wcale nie materialnego, choć też, ale przede wszystkim psychicznego. Odczuwam coraz większą spójność, radość i akceptację.

 

Powód 3 – KTOŚ JUŻ TO ZROBIŁ

 

Jeśli Twoim marzeniem jest dokonanie czegoś w Twoich kryteriach wielkiego, prawdopodobnie jest już ktoś, kto coś podobnego zrobił. I co z tego? Trochę pisałem o tym tutaj.

Jeśli chcesz zrobić coś wielkiego to zrób to i tyle. Znajdź jeden element, który Cię wyróżni i spróbuj. Ryzykuj, jak dziecko. Jeśli się nie uda, to się podniesiesz, odchorujesz, wyliżesz rany i będziesz żyć dalej. Dla jasności – nie namawiam absolutnie do porywania się z przysłowiową motyką na przysłowiowe słońce, ale głęboko wierzę, że jeśli do marzeń dodamy rozum, zdolności, planowanie i pracę to wiele z nich naprawdę ma szanse powodzenia. Potrzeba tylko zuchwałości, samoświadomości i pokory w odpowiednich proporcjach. No i pracy. I jeszcze pracy. I wtedy jest szansa, nie ma gwarancji.

Warto?
Zdecyduj

Udostępnij
O autorze: Adam Walerjańczyk
Interesuje się wieloma rzeczami z różnych dziedzin, ale bardzo, bardzo ogólnie. Wesoły i niekonsekwentny. Aktualnie zainteresowany marketingiem, postprodukcją filmową i mediami społecznościowymi. Kieruje się intuicją bardziej niż dowodami. Potrzebuje wokół siebie ludzi o dokładnie przeciwstawnych stylach działania i na szczęście takich ma.

Napisz komentarz