Sami nie wiecie, co posiadacie.

Tuż przed wakacjami zakończyłem projekt dla jednego z naszych klientów. Byłem w nim jedynym trenerem, a więc miałem okazję spotkać się na sali szkoleniowej z całą strukturą menadżerską firmy – od zarządu, aż do menadżerów liniowych, w sumie prawie setka osób. Oczywiście, jak to na szkoleniach, usłyszałem dużo o samej firmie, o rynku, o specyfice ich usług, zatrudnienia no i zadań, które stawia się przed pracownikami. Jednym z zadań, co częste w strukturach sprzedażowych, jest wykonywanie tzw. „zimnych telefonów” do klientów oraz odbywanie, jak sądzę równie pasjonujących, „zimnych wizyt”. Na zasadzie: „Dzień dobry, jestem z firmy X, mamy w ofercie taką usługę, co pan na to”. Ja rozumiem, że takie telefony, czy wizyty to nic fascynującego. Rozumiem, że takie praktyki sprzedażowe mogą być postrzegane na równi z akwizycją. I rozumiem też brak motywacji pracowników do wykonywania tych zadań.

Nie rozumiem natomiast ustawicznego bojkotowania tych działań, szukania wymówek, dla których nie udało się pracownikowi wykonać zaplanowanej ilości telefonów / wizyt, czy manifestowania swojej niechęci wszem i wobec, a zwłaszcza wobec swojego menadżera.

Patrzę na to z perspektywy kogoś, kto prowadzi firmę i komu nikt, podkreślam, NIKT nie płaci za wykonywanie „zimnych telefonów”. Nie mam wynagrodzenia za pracę etatową. Jeśli nie sprzedam, nie zarobię, nie zapłacę ludziom i albo sami odejdą, albo będziemy musieli ich zwolnić, bo nie będzie nas stać na ich zatrudnienie. Pewnie jeszcze jakiś czas sami pociągniemy całą firmę, ale za chwilę nawet i dla nas samych, jako właścicieli, nie wystarczy pieniędzy. Tymczasem niejeden pracownik na etacie dostaje pensję i narzeka, że musi wykonywać pracę, której wymaga od niego pracodawca, żeby rozwijać lub utrzymać swój biznes, a więc również stanowisko pracy tegoż pracownika. A on musi wykonywać te debilne telefony. Zimne znaczy. I on nie chce ich wykonywać, bo przecież to bez sensu, wszyscy potencjalni klienci odmawiają, żadnej sprzedaży z tego nie ma.

To tak, jakby rolnik, wyszedł na pole, żeby siać i narzekał, że to bez sensu, bo przecież nic nie wyrasta za jego plecami.

Mam taką radę dla wszystkich, którzy narzekają na swoją pracę. Zmieńcie ją. Idźcie tam, gdzie będą Wam płacić trzy średnie krajowe za siedzenie na fejsie, albo innym pudelku. Albo załóżcie własną firmę, w której NIKT nie będzie Wam kazał robić zimnych telefonów. Zachwyćcie świat sobą i zaróbcie kupę kasy. To łatwe, przecież Trybsonowi i Natalii Siwiec się udało.

Albo, po prostu, doceńcie to, co macie. I, nawet, jeśli nie jest to mistrzostwo świata, przygotujcie sobie plan na zmianę i konsekwentnie go realizujcie. Tylko nie narzekajcie, że musicie robić rzeczy, za które Wam płacą.

Udostępnij
O autorze: Adam Walerjańczyk
Interesuje się wieloma rzeczami z różnych dziedzin, ale bardzo, bardzo ogólnie. Wesoły i niekonsekwentny. Aktualnie zainteresowany marketingiem, postprodukcją filmową i mediami społecznościowymi. Kieruje się intuicją bardziej niż dowodami. Potrzebuje wokół siebie ludzi o dokładnie przeciwstawnych stylach działania i na szczęście takich ma.