Muhammad Ali (właśc. Cassius Marcellus Clay Jr.).
Dla nieinteresujących się sportem – bokser, dla wielu – bokser wszechczasów. Człowiek – legenda, który o swoich sukcesach powiedział kiedyś tak: „Nienawidziłem każdej minuty treningu, ale powtarzałem sobie: nie poddawaj się, przecierp teraz i żyj resztę życia jako mistrz”.
No i jak to się ma do tytułu tego wpisu?
Otóż ma się i to bardzo.
Znam zbyt wiele osób, dla których motywacja to pewien stan, coś niemal magicznego, trudnego do osiągnięcia i nietrwałego. Coś, co podobno da się z ludzi wykrzesać, co można w nich pobudzić, żeby ich napędzało do osiągania coraz lepszych efektów. Dla tych ludzi motywacja jest czymś zewnętrznym, powinna przyjść od kogoś, skądś, na przykład z filmiku motywacyjnego, jakich pełno na You Tube.
Albo ze szkolenia, podczas którego mówca, często nazywający się coachem (wrr!) oznajmia, że możesz wszystko, albo że Twoje życie zależy wyłącznie od Ciebie.
Albo od menadżera, którego ważną, a jakże, rolą jest przecież motywowanie pracowników.
Albo od pieniędzy, które często są stawiane na wierzchołku piramidy motywacji, przez co stają się piękną wymówką dla wielu menadżerów, bo przecież, jak mam motywować pracowników, skoro nie mogę im dać podwyżki.
Nie zgadzam się z tym.
To znaczy z tym, że menadżer nie może dać podwyżki się zgadzam, ale z całą resztą nie.
Motywację mamy wewnątrz.
To jest to coś, co daje nam napęd do działania nawet wtedy, kiedy nam się nie chce. Zwłaszcza wtedy.
I tutaj dochodzimy do „sedna tarczy”;)
Bo przecież wielu powie, że motywacja oznacza właśnie to, żeby sprawić, żeby mi się chciało. Nie, ona tego nie oznacza. Motywacja to postawa, dzięki której podejmujemy działania również wtedy, kiedy nam się nie chce. Tak, jak odwaga jest podejmowaniem działania mimo strachu, a nie jego brakiem.
I owszem – możemy ją w sobie obudzić, ale jeśli spodziewamy się, że to wystarczy, to grubo się mylimy. Potrzebne jest działanie, podejmowanie prób w imię…
No wlasnie, w imię czego?
Muhammad Ali nienawidził skakanki, biegania, boksowania w worek treningowy. Ale kochał wygrywać, kochał ten stan, w którym był ogłaszany zwycięzcą walki. Wiedział też, że żeby tak się działo, musi biegać, skakać i boksować w worek. I robił to mimo, że tego nienawidzil.
Odpowiedzią jest więc znalezienie właściwego powodu. Nie uczucia „chcemisie”, tylko mocnego, ważnego, położonego bardzo głęoko powodu do podejmowania zamierzonych działań, albo dokonywania zmian. Może to być potrzeba uznania i zwyciężania, jak w przypadku Alego, ale może to również być niechęć do odczuwania wstydu. Znam kobietę, która schudła ponad dwadzieścia kilogramów po tym, jak obejrzała filmik nakręcony przez jej dziecko na plaży podczas wakacji, w którym przechadzała się roznegliżowana po bałtyckiej plaży.
Motywacja bierze swoją siłę z głęboko, bardzo głęboko zakopanych potrzeb.
Warto je sobie uświadomić zanim narazimy się na podjęcie kolejnej próby, która może skończyć się fiaskiem tylko dlatego, że przez chwilę poczuliśmy, że tym razem może się udać.
Rozwiązania doraźne w tym przypadku nie zadziałają, „chcemisie” nie pomogą. Nie zadziała zryw, chćby nie wiem, jak spektakularny. Jeśli przez dwa dni zaweźmiesz się i będziesz biegać po dziesięć kilometrów, z przerwami na spacer oczywiście, to nie schudniesz, ani nie podniesiesz kondycji.
Jeśli przez dwa lata będziesz codziennie spacerować przez trzydzieści minut masz na to spore szanse.
Tylko w imię czego miałbyś to robić..?
Pingback: Grupa SET – 5 błędów, które sabotują twoje działania.