Coach nie potrzebuje akredytacji.

Przenieśmy się, na chwilę, w lata dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku, w czasy rodzącego się w Polsce kapitalizmu, marmurkowych dżinsów, białych skarpetek do fioletowych garniturów i kaset z muzyką disco polo, sprzedawanych na stadionie dziesięciolecia, kiedy popularne było stwierdzenie: „skoro coś reklamują, to znaczy, że to nic niewarte”.
Przecież dobry produkt, czy usługa same się obronią i odniosą sukces rynkowy.

Odnosząc się do tytułu tego artykułu – jak się pewnie domyślacie, jest on nieco przekorny.

Żeby to wyjaśnić, musimy przenieść się z powrotem w dzisiejsze czasy. Dzisiaj coachem można zostać po ośmiogodzinnym kursie on-line. Potem założyć stronę internetową i profil na facebooku z kilkoma filmikami z rąsi i mamy dwudziestoletnich „coachów świadomości”, albo „coachów szczęścia”.

Nie, żebym był ortodoksem; rynek, to rynek, sam w końcu zweryfikuje ludzi o rzetelnych kompetencjach i odsieje tych, którzy nazywając się coachami, policzkują, na przykład, studentów i każą im się policzkować nawzajem.

Zanim to jednak nastąpi, w trosce o KLIENTÓW i profesjonalizację zawodu coacha, większość poważnych organizacji zrzeszających i edukujących coachów wprowadziło systemy akredytacji. Tutaj nie wystarczy zrobienie kursu on-line. Tutaj trzeba dowieść, że posiada się ugruntowane kompetencje, zademonstrować je w egzaminach teoretycznych i praktycznych,a nade wszystko praktykować coaching, nieustannie „być w obiegu” i na bieżąco udoskonalać jakość swojej pracy poddając się superwizji.

Byłbym niesprawiedliwy, gdybym napisał, że tylko akredytacja gwarantuje wysoką jakość pracy i etyczne podejście do zawodu. Znam wielu coachów, którzy akredytacji nie mają a prezentują rzemiosło pierwszej próby i mają wielu klientów z samych tylko rekomendacji. Chwała im za to.

Z drugiej strony wiem też, że zanim zdobędzie się „nazwisko”, warto zdobyć akredytację tym bardziej, że skoro ktoś praktykuje, to naprawdę niewielki wysiłek. Biznes lubi akredytacje, czuje się z nimi bezpieczniej; klient indywidualny często też. Zresztą, zwłaszcza z punktu widzenia klientów indywidualnych uczulam, że warto sprawdzać, czy coach ma akredytację i co musiał zrobić, żeby ją uzyskać (tylko błagam – niech to nie będzie ośmiogodzinny „akredytowany” kurs on-line!).

Ostatecznie i tak wszystko okazuje się w trakcie pracy z coachem, ale bezpieczniej rozpocząć ją z kimś, o kim wiadomo przynajmniej tyle, że jego kompetencje są zweryfikowane albo przez rynek (rekomendacje) albo przez dojrzałą organizację (akredytacja).

Sprawdź tutaj, jak system akredytacji wygląda u nas!

Udostępnij
O autorze: Adam Walerjańczyk
Interesuje się wieloma rzeczami z różnych dziedzin, ale bardzo, bardzo ogólnie. Wesoły i niekonsekwentny. Aktualnie zainteresowany marketingiem, postprodukcją filmową i mediami społecznościowymi. Kieruje się intuicją bardziej niż dowodami. Potrzebuje wokół siebie ludzi o dokładnie przeciwstawnych stylach działania i na szczęście takich ma.