SETki inspiracji
Blog Grupy SET
Slider

169. O wypaleniu człowieka w miejscu pracy 1. O KU-DE!

1 stycznia 2022 roku to dla wielu właścicieli firm nie lada wyzwanie. I tym razem nie chodzi o zmiany przepisów podatkowych! Jakby zaskoczeń i nowości było mało, Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wprowadziła nową Międzynarodową Klasyfikację Chorób, jej jedenastą edycję, ICD-11.

Ale jakie to ma znaczenie dla mnie jako pracodawcy? Odpowiedź brzmi: QD85 – i cały klimat wokół tych czterech znaków. Niestety nie chodzi o androida rodem z Gwiezdnych Wojen, który na przykład miałby zająć miejsce lekarza medycyny pracy, ale o nową jednostkę chorobową – o wypalenie.

WHO rozumie wypalenie zawodowe jako zespół chorobowy, który wynika z przewlekłego stresu w miejscu pracy. Stres ten nie został odpowiednio szybko opanowany w sposób skuteczny, a jego nagromadzenie skutkuje zmianami w trzech obszarach funkcjonowania. Są to:

  • gospodarowanie energią (pracownik może czuć się wyczerpany, nie mieć sił),
  • dystans psychiczny do wykonywanych zadań (rozumiany nie jako zdrowe granice ja-praca, ale jako brak zaangażowania, który przekłada się na negatywizm czy cynizm),
  • efektywność pracy (która się zmniejsza).

A teraz pomyśl o swoich pracownikach. Kilka osób spełnia kryteria, co? Statystycznie wypada to różnie, ale jedna trzecia wypalonych pracowników to minimum, jeśli przejrzeć różne raporty.

Czy to znaczy, że teraz mogą dostać na to L4? Sprawa jest bardziej skomplikowana i zawiera się w ulubionym zdaniu psychologów: to zależy.

Czy polski lekarz może już wpisywać na L4 QD85? Polska dostosowuje swoje przepisy i chwilę zajmie zanim nowa klasyfikacja będzie używanym standardem, więc, póki co, takiego zapisu kadry i ZUS nie zobaczą.

Czy w ogóle tak określony problem może być przyczyną zwolnienia lekarskiego? Podobna debata była przy okazji depresji parę lat temu – i owszem są zwolnienia lekarskie z tego tytułu. I to te wielomiesięczne. Jeśli spojrzymy na świat, to choćby w Szwecji od dekad funkcjonuje utmattniingssyndrom – czyli “zaburzenie zmęczenia” z tytułu, którego pracownik dostaje zwolnienie lekarskie.

To może nie warto nic robić? Owszem, możemy mieć w nosie to całe WHO i ICD-11 (i wszystkie wcześniejsze edycje!), ale “teoria sobie i praktyka sobie” (jak mawiają na szkoleniach miękkich menedżerowie sprzedaży). Tak, w teorii osoba z wypaleniem zawodowym nie otrzyma z tego tytułu zwolnienia lekarskiego. Ale w praktyce osoby z tym problemem i tak otrzymają “el quatro”. Choćby na opisane w obowiązującej jeszcze w Polsce klasyfikacji ICD-10 reakcje na ciężki stres i zaburzenia adaptacyjne (jeśli pracujesz w kadrach, to właśnie to kryje się pod F43 na zwolnieniach lekarskich – i to nie jest żadna tajemnica, możesz to wyguglować). I rzeczywiście z taką diagnozą spotykam się w gabinecie pomocy psychologicznej, kiedy trafia do mnie wypalona osoba.

 

Aha, czyli w sumie nic się nie zmieni? Nie do końca. Wyobraź sobie, że jesteś pracownikiem, który jest już od dłuższego czasu zestresowany. Guglasz o tym, rozmawiasz o tym. Siłą rzeczy, raczej dotarły do Ciebie przedwczesne newsy, że od 1 stycznia możesz wreszcie wziąć na to L4. I tak trafiasz do psychiatry – skoro już tam jesteś, to uzyskasz pomoc. Najpewniej coś na sen (bo pewnie masz problemy ze snem z niedzieli na poniedziałek, jeśli tego dnia zaczynasz tydzień pracy), może coś na lepszy nastrój. I zwolnienie lekarskie – “żeby trochę odpocząć”. Nie będzie to formalnie QD85, tylko coś innego, choćby reakcja na ciężki stres. I o ile jest jeszcze czas na dostosowanie się polskiego prawa do nowych zasad Światowej Organizacji Zdrowia, to temat wypalenia zawodowego był “grzany” – każdy, kto guglał swoje objawy, trafił na to.

A osób z wypaleniem jest sporo, skromnie licząc, nawet jedna trzecia pracowników umysłowych wg różnych statystyk. Czyli co się zmieni? Więcej osób znalazło powód, żeby iść do psychiatry, zamiast dusić to w sobie – bo teraz nawet WHO mówi, że to problem.

 

Eeee tam, nie pójdą… nie pójdą? Jestem w stanie się zgodzić z tym, że Polacy nie lubią chodzić do specjalistów zdrowia psychicznego. Jednak co dziesiąte L4 jest właśnie od psychiatry, średnio takie zwolnienie trwa 20 dni. A odsetek tych zwolnień rośnie z roku na rok. Także, jak trzeba to chodzą i robią to coraz częściej.

 

Ale dobrze, załóżmy, że nie pójdą – a nawet jak pójdą, to nie dostaną. To słabe rozwiązanie z dwóch powodów.

Po pierwsze, ta osoba prędzej czy później trafi do lekarza z depresją, zawałem, pękniętym wrzodem, wypadniętym dyskiem… Chodzi o to, że wypalenie zawodowe to predyktor innych chorób – statystycznie częściej, niż inni pracownicy, osoba z wypaleniem będzie cierpieć na choroby psychiczne, kardiologiczne, choroby kręgosłupa i stawów, choroby układu pokarmowego… i mogę tak wyliczać. Te schorzenia leczyć trudniej niż zapobiegać wypaleniu – i na nie zwolnienia lekarskie są dużo dłuższe niż 20 dni.

Po drugie, nie opłaca się mieć pracownika, który jest wypalony. I nie opłaca się go zwalniać. Cała rzecz w tym, że wypalenie nie dotyka tych osób, które nie starają się, nie nadają się, czy są leniwe. Przeciwnie. Wypalenie polega na tym, że wyczerpały się (nomen omen wypaliły) ich energia, poczucie sensu wykonywanej pracy i zaangażowanie. Zasoby, które te osoby miały i mogły wykorzystywać dla dobra organizacji. Zasoby, których nie da się zasilić w prosty sposób urlopem, pogadanką, wyjściem integracyjnym, czy podwyżką.

O tym, skąd bierze się wypalenie zawodowe i co zrobić, żeby pracownicy utrzymywali wysoki poziom zaangażowania bez spalania się, dowiecie się z kolejnych wpisów.

Karol Piasecki

Udostępnij

Napisz komentarz