SETki inspiracji
Blog Grupy SET
Slider

175. Jak uczyć, żeby nauczyć? – cz.II

Dawno, dawno temu kiedy byłam jeszcze studentką, miałam przyjemność uczestniczyć w wykładach Profesora, który przyjeżdżał na nasz uniwersytet z  Poznania. Jego zajęcia odbywały się w czasie najgorszym  z możliwych – w piątek, późnym popołudniem. Biorąc  pod uwagę fakt, że większość  studentów była zamiejscowa,  ten termin z zasady powinien praktycznie być zabójczy dla frekwencji.

A jednak sala wykładowa zawsze była pełna . Profesor nie sprawdzał obecności, nikogo nie zmuszał do uczestnictwa w swoich zajęciach. Po prostu był i wykładał. I działa się magia.

Przedmiot dotyczył zoologii bezkręgowców i od pierwszych zajęć pokochaliśmy te wszystkie pełzające i trudno dostrzegalne drobiazgi. Profesor zwykł mawiać, że po to kobieta kończy biologię, żeby na robala mówić dżdżownica a nie „glizda”. I z tym rozróżnieniem, zasadniczo już żadna z nas,  nigdy nie miała problemu.

Mówił pięknie, nienaganną polszczyzną, przeplatając nudnawą teorię, ekspresyjnymi opowieściami z życia badacza i podróżnika.

Był surowy w ocenach, ale nikt, kogo oblał w czasie egzaminu, nie miał do Profesora pretensji. Może dlatego, że nikt nie czuł się przez niego upokorzony. Profesor oceniał wiedzę, nie odreagowując własnych problemów. Uczyliśmy się tej zoologii jak oszalali, przede wszystkim żeby zdać, ale na drugim miejscu była obawa,  żeby nie wyjść przed Profesorem na ignoranta. Uczyliśmy się też przez szacunek dla jego osoby i wiedzy.

Tym, których oceniał na 5, parzył po egzaminie herbatę, przywiezioną z dalekich podróży. Była przeraźliwie mocna i gorzka, ale każdy z nas był zachwycony tym wyróżnieniem.

Przytoczyłam tę historię nie bez powodu. Ludzie, którzy mają  szeroki zasób wiedzy, poczucie własnej wartości i dużo do przekazania, nie potrzebują listy obecności, środków represji, nie muszą też  podnosić głosu, aby być słyszani. Są autentyczni i to się czuje. I szanuje. Autorytet buduje się  bowiem, w oparciu o wiedzę i kulturę bycia.

 

Wiele rzeczy z tamtego okresu pamiętam do dziś. I dopiero po latach dotarło do mnie, że Profesor pracował według bardzo precyzyjnego i skrupulatnie przestrzeganego planu.

Nie jestem zwolenniczką konspektów, moja natura po prostu ma z tym problem. Mam absolutną świadomość, że na potrzeby standaryzacji metody to narzędzie bywa  niezwykle  przydatne, tym niemniej nie pałam wielką sympatia do wszelkiego rodzaju tabelek z gotowcami. Oczywiście nie oznacza to, że pracuję bez planu. Korzystając z obserwacji, doświadczeń własnych oraz zaprzyjaźnionych wykładowców, a także czerpiąc całymi garściami z sali szkoleniowej, wypracowałam na użytek własny  kilka sprawdzonych zasad, które zazwyczaj działają.

Pozwolę sobie, podzielić się tym teraz, a jeśli ktoś uzna, że to może być przydatne w jego praktyce, proszę korzystać bez ograniczeń .

  1.       Bądź autentyczny

Jeśli chcesz zbudować atmosferę, w której Twoi słuchacze będą czuli się swobodnie, nie udawaj ani bardziej groźnego, ani bardziej wyluzowanego, niż jesteś . Nie twórz sobie dydaktycznego awatara, bo nic dobrego  z tego nie wyniknie. Bądź sobą, jak bardzo pretensjonalnie by to nie zabrzmiało.

  1.       Nie odreagowuj na swoich słuchaczach domowych trosk.

Każdy może mieć gorszy dzień i jeśli czujesz, że Twój kiepski nastrój jest zauważalny, po prostu o tym powiedz.  Nie chodzi tu o szukanie współczucia, uprawiania martyrologii, dokonywanie emocjonalnej wiwisekcji  czy granie na uczuciach niewinnych uczestników, a jedynie o  wytłumaczenie tego, że Twoja postawa może być dziś ciut mniej entuzjastyczna niż zawsze.

  1.       Nie zanudzaj !

Bywałeś na zajęciach, na których trzymała Cię w miejscu, jedynie siła grawitacji ? Ja też. I nie chciałabym więcej powtarzać tego doświadczenia, a zwłaszcza, kiedy za owe zajęcia słono płaciłam.

Jak nie przynudzać? Popatrz  na zajęcia z perspektywy słuchacza, nie wykładowcy i zastanów się co dla Ciebie, siedzącego po drugiej stronie, mogłoby być interesujące. Jaka forma przekazu dotrze do Ciebie najbardziej. I po prostu to zrób.

Najgorsze to nudzić się  na zajęciach prowadzonych przez siebie. Czy mnie się to zdarzyło? Oczywiście i niech rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie zaliczył takiej wpadki.  Co czułam oprócz nudy? Wstyd i ogromny dyskomfort. Nigdy więcej.

  1.       Lepiej mniej niż więcej

Bolączką naszych czasów jest przeładowany program, który koniecznie trzeba zrealizować. Kontroluj ilość przekazywanych informacji. Dawkuj wiedzę w sposób racjonalny. Zastanów się czy naprawdę o wszystkim musisz powiedzieć. Może warto zrobić ostrą selekcję i skupić się na rzeczach najbardziej istotnych, obudowując je,  w zależności od czasu jaki masz do dyspozycji, kolejnymi szczegółami. Najpierw rzut w skali makro, w celu przedstawienie zasadniczych treści,  potem skala mikro dla uszczegółowienia danego zagadnienia.

  1.       Powtórek nigdy dość.

Utrwalaj przerobiony materiał. Zadawaj pytania do poprzedniego wykładu czy ćwiczeń, które już się odbyły. Nie odpuszczaj. Możesz w ten sposób „wdrukować” istotne informacje swoim słuchaczom i sprawdzić, nad czym jeszcze musicie popracować.

Nie rób założenia, że jeśli ktoś czegoś nie rozumie, to zwyczajnie jest kiepski. Sprawdź, być może jest jakiś błąd w Twoim przekazie, który czyni materiał niezrozumiałym.

 

  1.       Korzystaj z wiedzy swoich słuchaczy

Najdłużej pamięta się to, do czego doszło się samodzielnie. Oczywiście, że prościej i szybciej jest po prostu pokazać slajdy, przeczytać ich treść i zakończyć zajęcia z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Jednak sens nauczania jest diametralnie inny i z całą pewnością nie powinien być to  proces jednostronny.

Drąż temat, sprawdzając w którym miejscu możesz opierać się na wiedzy i doświadczeniu osób, które przyszły na Twój wykład. Pozwól ludziom samodzielnie wypracować odpowiednią puentę. Sprawdź ile wiedzą, bo może się okazać, że nie ma sensu wyważać już otwartych drzwi i powtarzać coś, co dla nikogo nie stanowi problemu. Marnujesz wtedy Wasz wspólny czas.

Nauczanie nie jest odbijaniem karty pracy w zegarze. Nie chodzi w nim o to, żeby coś odbębnić, ale o satysfakcję jaką obie strony mogą mieć, kiedy w wyniku współpracy odkryte zostają nowe szlaki.

  1.       Pokora

Każdy zawód wymaga wysiłku włożonego w zdobywanie nowych kompetencji i  wymaga  również sporych pokładów pokory. Nauka charakteryzuje się niezwykłą dynamiką, to co wczoraj było jeszcze przełomem, jutro może okazać się kompletnie nieaktualne. Dlatego miej poczucie swojej wartości jako wykładowca, ale nie bój się pochylić nad nowinkami, które właśnie pokazały się w piśmiennictwie – jest dużo rzeczy, o których  zwyczajnie jeszcze nie wiesz.

  1.       Plan

To jest coś, od czego powinnam zacząć, ale co tam, wrzucę to tutaj, zadziałam niestandardowo, do czego i Was namawiam.

Zanim zaczniesz prowadzić zajęcia, zrób intro czyli dokładny wstęp tego co będziesz robić w czasie Waszego spotkania.  Określ ramy czasowe, ustal zasady przerw, powiedz o swoich oczekiwaniach i zapytaj o nie, swoich słuchaczy.  Warto też jako pierwszy slajd prezentacji,  wrzucić plan przekazywanej wiedzy. Takie działania dają możliwość odwołania się do wspólnych ustaleń i pozwalają na określenie miejsca, w którym obecnie się znajdujecie.

Tu zrobię małą dygresję. Jako początkująca trenerka, postanowiłam przenieść niektóre rozwiązania z sali szkoleniowej, do sali wykładowej, dużo czasu poświęcając właśnie na wstęp. Moi studenci stwierdzili potem, że jeszcze nikt nigdy tak dokładnie nie wytłumaczył  im gdzie jest toaleta i w jakich godzinach będą mieć przerwę na kawę. Cóż, ćwiczenie czyni mistrza.

 

Chciałam dodać jeszcze jeden punkt, który miał brzmieć – Nie nadymaj się- ale nie wiem czy to właściwe sformułowanie, na poważnym blogu, więc o nadęciu wspominać  nie będę.

Tyle w tym odcinku. Rozpisałam się, wiem, ale temat należy do  bardzo obszernych stąd tyle w nim treści. Jeśli macie jeszcze przestrzenie na kolejny odcinek o sztuce nauczania, chętnie z nim wrócę. A tymczasem owocnej nauki.

 

Dane kontaktowe :

Dr n. med. Dorota Ryszkiewicz

Mail:

Udostępnij

Napisz komentarz