SETki inspiracji
Blog Grupy SET
Slider

121. Czego się nauczyłem przez 15 lat?

Dzisiaj od nadmiaru tematów na artykuł pęka mi głowa. To rzadki stan. W sensie, żebym miał aż tak pełną głowę; ostatnio staram się, żeby jak najczęściej między uszami niewiele się działo. O czym więc miało być? O świadomej regeneracji jako części każdej pracy, żeby nie popadać w obłęd, dobrze jeść i się wysypiać i nauczyć się marnować czas. Oraz miało być o postawie, która sabotuje nasze działania na zasadzie: popełnię błędy, więc lepiej nie wezmę się za nic. Oraz o różnicach w mentalności kultur wschodnich i zachodnich a głównie o tym, że u nas mówimy o walce dobra ze złem a na wschodzie o równowadze między tymi dwoma elementami. Oraz o głupocie myśliwych, którzy bezsensownie zastrzelili dwa wilki, skąd zamierzałem zrobić taką zgrabną woltę prowadzącą do wniosków, że często uzurpujemy sobie prawo do decydowania o czymś, co doskonale samo się o siebie zatroszczy a robimy to przez niewiedzę, chciwość czy ignorancję.

No i chyba te wilki wygrały, bo postanowiłem dziś napisać o tym, jak zmieniło się moje podejście do ludzi i świata, odkąd zacząłem się uczyć.

 

Rozwój osobisty

Pojęcie wytarte, jak welurowa tapicerka mojego pierwszego opla – Niemiec płakał, jak sprzedawał. Ale kiedy wspominam siebie sprzed piętnastu lat widzę, ile dało mi spotkanie właściwych ludzi i uczenie się od nich, ale też spotkanie niewłaściwych ludzi i też uczenie się od nich a potem pierwsze niepokorne i buńczuczne próby „nawracania” innych na jedyną słuszną drogę, czyli taką, jaką ja znałem. Szczerze mówiąc – nie chciałbym się wtedy uczyć od siebie samego. Och, jakim byłem świetnym naprawiaczem ludzi. Jak ja się znałem na psychologii biznesu po przeczytaniu „7 nawyków skutecznego działania” Coveya oraz na szeroko pojętym człowieczeństwie po przeczytaniu „Przebudzenia” de Mello oraz kilku książek kontrowersyjnego Osho. A potem – wstyd przyznać – obejrzałem film „Sekret”, dzięki czemu zrozumiałem, że ograniczenia są tylko w naszych głowach. Znalazłem klucz do tajemnic wszechświata i zamierzałem tym kluczem pootwierać jak najwięcej głów ludziom, którzy tego chcieli i tym, którzy nie chcieli. Jaki musiałem być nieznośny, ech…

Pierwszy raz zwątpiłem w słuszność tezy o ograniczeniach w naszych głowach, kiedy na jednym ze szkoleń pojawił się niepełnosprawny chłopak. Byłem o krok od przekonywania go, że jego niepełnosprawność nie jest wyrokiem, że Stephen Hawking tyle osiągnął mając tak wiele ograniczeń wynikających z ciała. Nie zrobiłem tego, jak ja się cieszę, że tego nie zrobiłem. Tak, czy inaczej był to okres, w którym z jakichś przyczyn uznałem, że mam prawo do mówienia innym, jak powinni żyć nie mając pojęcia, co przeżyli i przeżywają, jaką mają historię i na jakich zdarzeniach zbudowali swoje przekonania o sobie samych i otaczającym ich świecie. Przez kolejne lata zebrałem więcej takich doświadczeń. Lekcje pokory, momenty zażenowania i wstydu, zdecydowanie zbyt szybkie oceny ludzi i ich intencji, uproszczenia i błędne diagnozy sytuacji, które skutkowały błędnym działaniem. A do tego wszystkiego rozrastające się wraz z kubaturą mojego ciała ego – w szczytowym momencie ważyłem 97 kg przy wzroście 175 cm;)

 

Jak schudnąć?

Ha, mam Cię! Oczywiście, że dziś nie odpowiem na to pytanie, choć piętnaście lat temu dałbym milion dobrych rad. Nawet ważąc 97 kg; błyskawicznie bym uzasadnił, że są dwie drogi – zaakceptować lub zmienić i, że ja akceptuję swoją wagę i wygląd, jak Pani Dorota Wellman albo Adele ale jak ty chcesz coś zmienić, to musisz przede wszystkim usunąć ograniczenia w twojej głowie, bla, bla, bla. No ale ja oczywiście nie o traceniu na wadze, ale o odchudzaniu ego.

Zacznę od tego, że nadal szczupły nie jestem. Waga pokazuje wprawdzie trochę ponad 82 kg na czczo po dowysikaniu, ale to wciąż więcej niż bym chciał. Choć nie – to nie jest tak, że więcej niż bym chciał. Nie jest tak, że chcę czegoś, czego nie mam. Dziś znalazłem trzecią drogę – że to nie tak, że zaakceptuj albo zmień. Dziś rozumiem to tak: zaakceptuj, jeśli chcesz zmienić. Więc akceptuję wagę mojego ego na poziomie 82 kg i spokojnie i rozważnie dążę do tego, żeby jeszcze je odchudzić. Jeśli się uda – dobrze, jeśli nie – dobrze. Bo inaczej byłoby trochę tak, jak powiedzieć o samym sobie, że jest się pokornym – takie stwierdzenie z zasady jest fałszywe.

No dobrze więc – co składa się na moje 82 – kilogramowe ego, czego się nauczyłem przez te piętnaście lat?

 

Mój aktualny Mindset

  • Uważam, że nie ma ludzi lepszych i gorszych, za to są ludzie świadomi i nieświadomi. Tych pierwszych podzieliłbym jeszcze na dwie grupy – liberalnych, uznających prawa każdego człowieka do wszystkiego, co nie wyrządza innym krzywdy oraz konserwatystów narzucających innym jedyny słuszny sposób na życie (i naprawdę nie piszę tylko o polityce i Kościele, choć o tym też). Choć w zasadzie wśród konserwatystów jest też wielu nieświadomych.
  • Egoizmem nie jest życie po swojemu, ale zmuszanie innych, żeby żyli po mojemu. Dla jasności – to nie moja myśl (niestety nie pamiętam autora), ale podpisuję się pod nią obiema rękami.
  • Ciasne przekonania wzmacniają podziały i brak akceptacji. Mam to szczęście, że w swojej pracy spotkałem tylu różnych ludzi (z jednymi było mi bardzo po drodze, z innymi wcale), że dziś mam ogromną tolerancję na różne odmienne od siebie postawy. Wielu z nich nie rozumiem, ale je uznaję i szanuję pod warunkiem jednak, że…
  • No właśnie. Reaguję bardzo emocjonalnie na próby nacisku i wymuszania określonych zachowań. Decydowania za mnie i wmawiania mi, co jest dla mnie dobre a co złe. Nie lubię słowa „powinieneś”. Paradoksem jest to, że przez lata całe dokładnie to robiłem – mówiłem ludziom co powinni. Ale o tym przed chwilą pisałem;)
  • Coraz rzadziej używam słowa „przepraszam”. Bardzo je cenię, więc go nie nadużywam. Nie piszę oczywiście o sytuacjach, kiedy na kogoś przypadkowo wpadnę i rozleję mu kawę na nową koszulę, chociaż może właśnie o tym piszę? Chodzi mi o to, że przepraszam jedynie za coś, co zrobiłem nieświadomie. Jeśli zrobiłem coś świadomie, to skłamałbym przepraszając. Coraz częściej zamiast „przepraszam” używam słowa „przykro mi”, jeśli moje zachowania czy wypowiedź kogoś dotknęła.
  • Dziś prawie wcale nie zadaję sobie pytania: „jak można było coś takiego zrobić?” chyba, że w odniesieniu na przykład do pedofilów, na których nie mam tolerancji. Odcinając się więc od patologicznych i/lub niezgodnych z prawem zachowań nie zastanawiam się nad tym. Mógł, więc zrobił, mogła więc zrobiła. Raczej zastanawiam się, jak ja mogę zareagować na to, co widzę czy słyszę. Jeśli mogę, uczę, jak powiedzieć to samo tak, żeby nie obrażać innych i zostawiam wybór agresorowi.
  • I ostatnia rzecz – dziś doceniam bardziej drogę żółwia niż zająca. Że codzienny wysiłek przynosi większe rezultaty niż spektakularne skoki. W materiałach, które tworzyłem do naszej Szkoły Trenerów Biznesu (dziś już archiwalnych) pisałem coś o tym, że trener musi być artystą i robić szkolenia WOW. Dziś rekomenduję szlifowanie rzemiosła przez codzienną małą prackę i mozolne zbieranie doświadczeń.

 

Pozwól, że zostawię Cię z jednym słowem tak na koniec.

Świadomość.

Miłego dnia!

Udostępnij
O autorze: Adam Walerjańczyk
Interesuje się wieloma rzeczami z różnych dziedzin, ale bardzo, bardzo ogólnie. Wesoły i niekonsekwentny. Aktualnie zainteresowany marketingiem, postprodukcją filmową i mediami społecznościowymi. Kieruje się intuicją bardziej niż dowodami. Potrzebuje wokół siebie ludzi o dokładnie przeciwstawnych stylach działania i na szczęście takich ma.
2 komentarze
  1. Anna 27 stycznia 2020 at 14:17

    Prawie dorosłam do podobnych wniosków, mądry wpis, dziękuję!

Napisz komentarz