Adam jakiś czas temu pisał o tym, że własny biznes to nie tylko pasja. To, co w wypowiedzi Adama zwróciło moją szczególną uwagę, to podkreślenie roli wspólników w radzeniu sobie z prowadzeniem własnego biznesu i pokonywaniem różnych trudności. Jak patrzę na własne doświadczenia ze wspólnikami, to delikatnie mówiąc… bywało różnie.
Od samego początku nawet jeszcze na etapie marzenia o własnym biznesie byłem zewsząd przekonywany, że jak własny biznes to ze wspólnikiem. Kiedy zdecydowałem sią na założenie własnej firmy, to nie wyobrażałem sobie pracy w pojedynkę. Czułem, że musiałem mieć osobę, z którą dzieliłbym dobre i złe momenty funkcjonowania na rynku. Bardzo dokładnie i długo przyglądałem się potencjalnym kandydatom, z którymi mógłbym dogadać się zarówno na płaszczyźnie zawodowej, jak i prywatnej (to jest również istotne). I stało się!
Wówczas wszystko było wspaniałe, idealnie się dogadywaliśmy, tworzyliśmy wspaniałe wizje przyszłości. Ba! Nawet z sukcesami pokonaliśmy pierwsze trudności i pozyskaliśmy dwóch dużych klientów, którzy dali nam możliwość przejścia bardzo łagodnie i płynnie przez pierwsze 6 miesięcy prowadzenia działalności. Zdecydowanie dużo łatwiej było radzić sobie z wątpliwościami i obawami związanymi z przejściem na swoje i radzić sobie z tym, jak to Adam ładnie nazwał „bezlitosnym obnażeniem” całego niewielkiego kapitału, jakim się dysponuje. Zgrzeszyłbym gdybym nie wspomniał o tym, że nasze różnorodne predyspozycje i kompetencje również wiele ułatwiały. Podział zadań był niemalże intuicyjny i każdy mógł zajmować się tym, na czym bardziej się zna lub co bardziej lubi. Unikałem dzięki temu męczenia się z tematami, których nie cierpię.
Jednak jak każdy medal, tak i ten ma dwie strony. Praca razem to nie tylko wzajemne realizowanie zadań, wspieranie się i granie do tej samej bramki. Praca ze wspólnikiem to również ciemna strona mocy.
Najciemniejszą stroną w przypadku wspólników, z którymi dane mi było pracować było chyba przyzwyczajenie, że nawet, jeśli nie zrealizujemy celów, które sobie założyliśmy, to 28 każdego miesiąca będziemy mieli pensję na koncie. A tak niestety nie jest. Praca na swoim to ciężka praca i wymaga zaangażowania i ogromnej samodyscypliny. Nóż w kieszeni się człowiekowi otwiera jak dzwoni i pyta jak idzie robota (ta robota, która ma zapewnić wypłatę 28) i słyszy „Jeszcze się za to nie zabrałem, bo miałem dużo obowiązków domowych”.
Ale to jeszcze nic! Zupełnie ciemno się robi jak dowiadujesz się, że twój wspólnik nie będzie dzielił z tobą ryzyka prowadzenia własnego biznesu, bo decyduje się na rozwiązanie: jedną nogą na etacie a drugą we własnej firmie. O nie! W ciąży się albo jest albo nie! Nie da się być trochę w ciąży. Tak też jest z własnym biznesem. Albo go prowadzisz albo nie.
Wiem jedno. Na 100% bez wspólników nie byłbym dziś tu gdzie jestem. Może nawet wróciłbym na etat, a tak, dalej mam swój biznes, który całkiem nieźle prosperuje. Wiem też, że te doświadczenia nauczyły mnie, aby szukać bardziej partnerów biznesowych a nie wspólników. Wspólną pracę traktować jak projekt krótszy bądź dłuższy, ale jak projekt. Zasady współpracy mieć jasno i konkretnie spisane w formie umowy. Ucząc się na błędach i sukcesach, znalazłem formę, która jest dla mnie najlepsza. A jak jest u Was?
Zapraszam Was do dyskusji i dzielenia się własnymi doświadczeniami, radami, spostrzeżeniami: http://www.goldenline.pl/forum/3273842/lepiej-ze-wspolnikiem-czy-samemu
Zapraszam też do śledzenia bloga.