Jestem niesystematyczny i bywam niesolidny. Mam wiele innych wad. Ale piszę świetne teksty.
Wiecie ile czasu zajęło mi napisanie poprzedniego zdania? Dobra, samo napisanie kilka sekund, ale dojrzewanie do tego, żeby móc tak o sobie powiedzieć – lata. Od jedenastu lat piszę – książki, artykuły, teksty marketingowe. Co ciekawe, te ostatnie zajmują mi najwięcej czasu w odniesieniu do ilości znaków. Cedzę słowa, jak poeta. W każdym razie piszę.
Nie jestem też na tyle głupi, żeby myśleć, że zechcecie czytać o tym, jak się osypuję i nacieram fantazją o własnym pisarskim geniuszu.
Mam świadomość, że:
- jest wiele, bardzo wiele osób, które robią to znacznie lepiej,
- moje pisanie nie przemówi do każdego i nie każdemu się spodoba,
- jeśli nawet komuś się podoba, to na pewno oceni niektóre moje teksty jako lepsze a inne jako gorsze.
Tylko, że ja tak naprawdę nie o tym.
Daleko mi do przechwalania się i jestem przekonany, że jestem w większości. Wychowałem się w poczuciu, że wszystko można zrobić lepiej (być może to prawda), że jestem niedokładny (to akurat prawda), że mam słomiany zapał (to też prawda;). To powodowało, że:
- nigdy nie byłem dostatecznie pewny, czy to, co robię jest już gotowe. Kiedy sprzątałem, słyszałem: „jeszcze tutaj nie przetarłeś, jeszcze pod telewizorem”. Kiedy malowałem ścianę u znajomego szesnastolatkiem będąc, słyszałem: „jeszcze tam przy narożniku nie domalowałeś, a tutaj wyjechałeś, popraw”. I tak w kółko. Wiecznie niedoskonale.
- łatwo wpadałem w złość, która potem przeradzała się we frustrację, że wpadłem w złość. Złościłem się na to, że przecież się naharowałem, a ktoś się zwyczajnie czepia, a potem frustrowałem, że tak łatwo się wkurzam i jaki jestem słabiak.
To nawet nie jest całkiem bez sensu. Dzięki temu poprawiłem niektóre swoje ustawienia fabryczne, nauczyłem się pracować w harmonogramach, a nie skokami, rozwinąłem umiejętność samodyscypliny, dzięki czemu piszę regularnie.
Ale nie z tego czerpię siłę.
Kiedy mam powiedzieć o moich mocnych stronach, o czymś, co robię świetnie, mówię o pisaniu i o gotowaniu. Tych rzeczy jestem pewien.
I nawet, kiedy popełnię słabszy tekst, albo kiedy stek mi przeleci (przesmażę zbyt długo i stanie się twardy), nadal wiem, że świetnie piszę i, że świetnie gotuję.
Co dzięki temu zyskuję?
Nie złoszczę się tak bardzo, kiedy ktoś skrytykuje moją pracę. Oddzielam krytykę pracy od krytyki mnie, jako osoby. Krytyka nie zabiera mi energii, ani nie wpływa na poczucie pewności siebie. Po prostu raz, czy drugi się nie udało, kolejny tekst / stek będzie lepszy i tyle.
Obraz siebie samego budowany wyłącznie na ciągłym poprawianiu tego, co nie działa jest tak samo fałszywy, jak ten budowany w oparciu jedynie o samozachwyt. Ale, jeśli dostałeś talent, to masz moralny obowiązek go rozwijać, a nie gasić wiecznym zastanawianiem się, czy robisz dobrze i wycofywaniu się z działania.
Rób!
Ucz się bez ustanku i rozwijaj to, co już robisz dobrze. Oddziel krytykę od hejtu i uszanuj ją. Potem zdecyduj, które z uwag rozważysz, a które odrzucisz.
Frank Sinatra, brał lekcje śpiewu do końca życia. Myślisz, że nie wiedział, że dobrze śpiewa?
Steve Jobs, opętany ideą perfekcjonizmu, potrafił wstrzymywać prawie gotowe projekty, bo jakiś element zabudowany w środku komputera, do którego nikt poza serwisantem nie miał dostępu, był krzywo umieszczony. To był jego talent. To na nim zbudował markę Apple, jako oferującą produkty doskonałe. Tego był pewien.
A czego Ty jesteś pewien?
Co masz, co może posłużyć innym?
Znajdź to, jeśli jeszcze nie wiesz. A, jak już znajdziesz, rozwijaj.
I pozwól sobie na tupet i dokończ zdanie: „jestem świetny w…”
Nie tylko dobry. Świetny.