Historia stara, jak świat. Ludzie wznieśli wieżę, która miała sięgnąć nieba. Zstąpił Bóg i pomieszał im języki, żeby ich ograniczyć, w obawie, że jeśli będą mówić jednym językiem, to nic nie będzie dla nich niemożliwe. No i zrobił to nader skutecznie.
Nie mówię, rzecz jasna, o tym, ze mamy różne języki w różnych krajach świata, tylko o tym, że w naszym najbliższym środowisku mówimy różnymi językami. I często się nie dogadujemy. Język to kod, za pomocą którego komunikujemy nasze myśli, emocje, postawy, wartości, przekonania, czyli wszystko to, co składa się na to kim, we własnym mniemaniu, jesteśmy. Słowa, których używamy na co dzień, opisują o wiele więcej, niż sądzimy mimo tego, że nie przywiązujemy do tego wagi.
Co ciekawe – do dyspozycji mamy jeszcze nasze ciało. Ciało komunikuje stany i emocje, które język próbuje ukryć. To dlatego tak łatwo wyczuwamy nieszczerość i fałsz w wypowiedziach drugiej osoby. Widzimy w jej zachowaniu, często nieświadomie, coś, co wskazuje na sprzeczność tego co mówi, z jej faktyczną intencją. Weźmy choćby uśmiech – skąd wiemy, że jest szczery lub nieszczery? Otóż, aby się uśmiechnąć, musimy zaangażować przynajmniej dwie grupy mięśni mimicznych – wokół ust i wokół oczu. Te, wokół ust potrafimy świadomie kontrolować, te wokół oczu niestety nie. Jeśli więc ktoś obdarza nas uśmiechem „nr 5”, czujemy (oczywiście widzimy, ale nasz mózg rejestruje takie bodźce poza świadomością, stąd piszę „czujemy”), że uśmiech jest nieszczery.
Dlaczego zdecydowałem się poświęcić czas na napisanie tego tekstu?
Otóż dlatego, że widzę, że jakość interakcji między ludźmi w coraz większej mierze zależy od tego, jak się komunikujemy. Na ile dobrze rozumiemy mechanizmy, których minimalną próbkę opisałem powyżej. Na ile dobrze potrafimy czytać sygnały z ciała rozmówcy, albo przynajmniej polegać na intuicji, która podpowiada nam szczerość lub nieszczerość. Na ile potrafimy dobierać słowa, w celu znalezienia porozumienia. I przede wszystkim – na ile nasze intencje, emocje i nastawienie do drugiego człowieka, są pozytywne i ukierunkowane na rozwiązania, zamiast na konflikt.
Jeśli sprawnie posługujemy się językiem, mamy olbrzymią władzę. Możemy budować więcej albo więcej burzyć. Ludzie, którzy zbudowali potęgi – gospodarcze, finansowe, państwowe, społeczne, to zwykle ci, którzy mieli determinację i pasję i nade wszystko potrafili to skutecznie komunikować innym. Oczywiście jest też druga strona medalu – jeśli mamy złe intencje i potrafimy je dobrze zakomunikować, również osiągniemy swoje cele. Nie chcę jednak o tym pisać, bo jestem przekonany, że każdy z nas doświadczył tej ciemniejszej strony języka.
Chce tylko zachęcić, żeby języka używać świadomie. Żeby uczyć się siebie samego, zwracać uwagę na to, co się mówi i decydować, czy na pewno chce powiedzieć dokładnie to, co przychodzi na myśl. Czy rzeczywiście stan emocjonalny, w którym jestem, jest tym najlepszym do powiedzenia drugiej osobie tego, co w tym momencie o niej myślę. No i – czy myślę, czy raczej czuję? Czuję złość, której chce się pozbyć, więc dobieram słowa, które przeleją moją złość na osobę, która ją we mnie wzbudziła.
Jak zatem interpretować przypowieść o wieży Babel? Skoro Bóg pomieszał nam języki, żeby pewne rzeczy były jednak dla nas niemożliwe, to może oznaczać, że ci, którzy jednak rozumieją język innych i potrafią się w nim komunikować, są bliżej osiągania rzeczy niemożliwych. Zwyczajnie osiągają więcej. Rzeczywistość zdaje się potwierdzać tę interpretację. Nie wiem, co wy na to?