TOP_tlo_39
SETki inspiracji
Blog Grupy SET

154. Kultura jednorazowa

Z wiarygodnego źródła, którego – a jakże – nie potrafię przytoczyć wiem, że recycling papieru jest bardziej energochłonny niż recycling plastiku. Dlatego między bajki można włożyć sobie używanie opakowań papierowych jako bardziej ekologicznych niż te plastikowe.

Problemem nie jest to, jakich opakowań używamy, tylko to, że używamy ich jednorazowo.
I jednorazowych maszynek do golenia. Ubrań. No dobra, pierzemy je, ale raczej nie naprawiamy tylko kupujemy nowe jak tylko zrobi się jakaś dziura czy uporczywa plama. A przemysł odzieżowy truje środowisko bardziej niż samochodowy. Jednorazowe ręczniki papierowe zastępują nam ściereczki. Słoiki po buraczkach tartych i ogórkach konserwowych wyrzucamy podobnie, jak butelki po piwie.

Tak, ja wiem, że nie wszyscy, ale wyrzucamy.

A przecież najbardziej ekologicznym opakowaniem jest to, które już mamy.

Nie wiem, czy teza, którą tutaj stawiam nie jest zbyt odważna, ale ta jednorazowość może się przekładać na nasze myślenie dużo bardziej, niż mogłoby się wydawać.

To myślenie to: „użyj i sięgnij po nowe”.

Łatwiej jest sięgnąć po coś nowego niż poświęcić czas i energię na naprawianie tego, co mamy. Ten zaoszczędzony czas możemy potem spokojnie wykorzystać na oglądanie seriali albo bezmyślne skrolowanie Instagrama.

Byliście już na Instagramie Grupy SET? Heh.

I to sięganie po nowe powoduje, że przestajemy poświęcać uwagę na to, co już jakiś czas z nami jest. Że prześlizgujemy się po informacjach, relacjach, rozmowach, chwilach bez refleksji czy przeżywania. Jakby to, co mamy było oczywiste i z jakichś przyczyn nam się należało. Nie doceniamy tego co mamy, w oczekiwaniu na nowe, lepsze, które zawsze ktoś nam zaproponuje. Z nosami w smartfonach. Z pochwałą wielozadaniowości i podzielności uwagi kosztem koncentracji na tym, co teraz, cieszeniem i napawaniem się chwilą, która właśnie trwa. Z ciągłym sięganiem pamięcią do przeszłych wydarzeń albo projektowaniem przyszłych objawiającą się choćby odruchowym sięganiem po telefon, żeby na przykład uwiecznić na zdjęciach jakiś zacny widok, do którego nawet jeśli wrócimy, to nie będzie ani tak okazały ani piękny, jakim był w rzeczywistości. Robimy tych zdjęć setki, przechowujemy je na serwerach na Islandii albo w jakimś innym Idaho, czasem pokazujemy znajomym i rodzinie, których nieszczególnie to interesuje.

 

Piszę ten tekst zainspirowany wywiadem, którego udzielił Piotrowi Kraśce Hunter Biden, syn Joe Bidena, prezydenta USA. Z wywiadu wyłania się postać Joe Bidena, jako troskliwego i opiekuńczego ojca (co ciekawe, nawet będąc już prezydentem codziennie dzwoni on do syna, córki i wnuków. Codziennie. Mając na głowie losy potężnego kraju i poniekąd całego świata). Za tymi telefonami stoi jednak strasznie smutna, nieamerykańska zupełnie historia. Na kilka tygodni przez zaprzysiężeniem na pierwszą kadencję senacką w samochód, którym podróżują żona Bidena z jego córką i dwoma synami wjeżdża rozpędzona ciężarówka. Kobieta z córką giną, chłopcy trafiają do szpitala. Biden zostaje zaprzysiężony na senatora przy szpitalnym łóżku starszego syna Beau Bidena, którego traci w 2015 roku w wyniku jego choroby. Młodszy, Hunter popada w chorobę psychiczną, alkoholizm i narkotyki. Ojciec wspiera syna przez całe jego życie, przez wszystkie jego nieudane próby wyjścia z nałogu. Zaatakowany w debacie prezydenckiej przez Donalda Trumpa, który wykrzykiwał jakieś okropności pod adresem Bidena związane z przeszłością jego syna, Biden powiedział tylko ze wzruszeniem, że jest dumny z syna, że ostatecznie wyszedł z wszystkiego obronną ręką. I tą dumę okazuje w codziennych telefonach do rodziny. Stracił wiele najbliższych osób, otacza więc opieką tych, którzy wciąż z nim są. Historia smutna, ale postawa Bidena godna podziwu.

Ze swojej historii pamiętam takie wydarzenie, jak pierwszy prysznic po prawie miesiącu leżenia w szpitalnym łóżku i przemywaniem bezwładnego ciała przez personel szpitalny półwilgotną gąbką. Stałem tam pod tym prysznicem i płakałem ze wzruszenia, taką nieopisaną przyjemność sprawiała mi woda spływająca po ciele. Nic takiego, prawda?

I kiedy to piszę, przypominam sobie wczorajszy prysznic po rowerze. Był, jak to się mówi „szybki”. Wezmę tylko szybki prysznic, powiedziałem do żony. Ot, codzienna czynność, do której nie przywiązuję zbytniej uwagi. Podobnie, jak wielu do posiłków jedzonych czasem w biegu, wspólnych leniwych wieczorów z żoną, przecież to nic wielkiego, przecież jutro też mogę wziąć prysznic, przecież, jak zjadłem śniadanie to zjem też kolację, przecież jutro też będzie wieczór, przecież, jak dzisiaj nie porozmawiam z synem o jego obecnych, ważnych wyborach to porozmawiam jutro i tak dalej.

 

Pisząc o kulturze jednorazowej piszę tak naprawdę o tym, że nauczyliśmy się nie przywiązywać wagi do tego, co mamy. Nie tylko w kontekście materialnym, ale też w kontekście relacji z innymi i sobą samym. Bo to mamy. Bo mamy kogoś obok siebie, do kogo możemy się odezwać. Bo mamy pieniądze na rzeczy, które są nam do życia potrzebne i na te niepotrzebne też. Bo jesteśmy zdrowi. I to oczywiście nic nowego, już Jan Kochanowski pisał o zdrowiu, że „nikt się nie dowie, jako smakujesz aż się zepsujesz”. To w pewnym stopniu naturalne, że przyzwyczajamy się do standardu życia, który mamy.
A przecież nie jest nam dany na zawsze.

Za chwilę legalnie wrócimy do podróżowania, restauracji, pubów, kin i jakiejś „normalności”. Coś, co było dla nas oczywiste jeszcze ponad rok temu, za moment będzie obiektem celebracji i rozkoszowania się, bo nam to zabrano a teraz się oddaje.

A jak już nasycimy pierwszy głód, znowu nam te knajpy spowszednieją. Znowu będą oczywiste, znowu w zasięgu ręki. Radość i ekscytacja miną. Znowu będzie normalnie, czyli nudno.

I może tak musi być, może po prostu tak jesteśmy zrobieni, może nie można było z tej materii nic lepszego wyrzeźbić.

Ja tutaj tylko tak zachęcam, żeby czasem popatrzeć na sprawy z odpowiedniej perspektywy. Znaczy z takiej, że one niekoniecznie nam się należą.

I, jak już będziemy za pół roku w jakimś fajnym miejscu w Polsce albo w zagranicy, to przypomnieć sobie jak bardzo chcieliśmy tego rok wcześniej.

I żyć do syta, a nie tam jakoś byle jak plastikowo.

 

 

Udostępnij
O autorze: Adam Walerjańczyk
Interesuje się wieloma rzeczami z różnych dziedzin, ale bardzo, bardzo ogólnie. Wesoły i niekonsekwentny. Aktualnie zainteresowany marketingiem, postprodukcją filmową i mediami społecznościowymi. Kieruje się intuicją bardziej niż dowodami. Potrzebuje wokół siebie ludzi o dokładnie przeciwstawnych stylach działania i na szczęście takich ma.
2 komentarze

Napisz komentarz