SETki inspiracji
Blog Grupy SET
Slider

189. Jak wykazać kompetencje ICF w sesji coachingowej? (AD.2024, część A)

Tym wpisem rozpoczynam czteroczęściową serię dla tych, którzy aspirują do akredytacji coachingowej na poziomie ACC w ICF. Wszystkie wpisy, w kluczowych częściach, utrzymam w tonie mentorskim, by nie powiedzieć protekcjonalnym, ale to celowy zabieg, żeby lepiej zapamiętać grożącego palcem, surowego nauczyciela. :)

Nie będę pisał o tym, co należy zrobić krok po kroku (jakie kursy ukończyć, jakie dokumenty złożyć, itp.), bo to ICF opisała dość przejrzyście tutaj.

W tym cyklu chciałbym się skupić na tym, jak powinna wyglądać nagrana (wystarczy audio) sesja coachingowa, żeby z dużą dozą prawdopodobieństwa została zaakceptowana przez superwizorów ICF, którzy będą jej słuchać i z wypiekami na twarzy czytać jej transkrypcję gdzieś za oceanem. Transkrypcja to element obowiązkowy – nagranie sesji musi zostać spisane (na szczęście może być w języku polskim) z oznaczeniem kto, w której minucie i sekundzie sesji zabiera głos – coach czy klient.

Dodam w tym miejscu, że jestem świeżo po nagraniu dwóch sesji do mojej akredytacji na poziom PCC, co oznaczało też zrobienie dwóch transkrypcji. Pierwszą robiłem w taki sposób, że uruchomiłem na komputerze nagranie, a w Wordzie uruchomiłem opcję „dyktuj”, dzięki czemu miałem spisaną całą sesję. Niestety był to zapis ciągiem, bez interpunkcji, wraz ze wszystkimi niepotrzebnymi dźwiękami namysłu i powtórzeniami, które wielokrotnie zaburzały sens zapisanych zdań (jednocześnie zupełnie nie przeszkadzały w odsłuchu). Musiałem więc cały tekst podzielić, delikatnie przeredagować, dodać przecinki i kropki, no i dokładnie wskazać czas wypowiedzi każdej ze stron. Zrobienie tego dla prawie godzinnej sesji zajęło mi niecałe dziewięć godzin. Benedyktyńska praca, nie polecam.

Na szczęście nasz elektronowy geek, Marcin Szpak ogarnął, że mamy sztuczną inteligencję, która zrobiła dla mnie to samo w przypadku drugiej sesji. Zajęło jej to trochę ponad 5 minut, a mnie kosztowało 10 dolarów. I dostałem w 90% gotowy dokument, w języku polskim, z podziałem na role (narzędzie rozróżnia głosy), precyzyjną czasówką i prawie doskonałą składnią i interpunkcją. Wystarczyło całość przeczytać i doszlifować drobne niedoskonałości. Narzędzie, z którego korzystałem, dzięki uprzejmości i wiedzy Marcina znajdziesz tutaj.

Skoro już wiesz, jak zrobić transkrypcję, to przejdźmy do łatwiejszej części, czyli samej sesji.

Taki żart z tym: „łatwiejszej”.

Co do zasady – nie musisz w sesji opierać się na żadnym coachingowym modelu (jak np. GROW), nie musisz stosować żadnych narzędzi, wyraźnych struktur czy ćwiczeń. Najważniejsze, co masz do zrobienia, to oddanie pola klientowi.

Zacznijmy od tego, co potencjalnie może zdyskwalifikować Twoją pracę:

  1. Jeśli będziesz wskazywać czy podpowiadać kierunek sesji, jeśli będziesz sugerować, podawać rozwiązania, oceniać (również pozytywnie) – giń, przepadnij.
  2. Im mniej Ciebie w sesji, tym lepiej. Dobre proporcje w mówieniu między coachem a klientem oszacowałbym na 10/90, ewentualnie 20/80. Jeśli przegadasz sesję nadmiernymi parafrazami, zbyt długimi pytaniami i to na dodatek zadawanymi stadnie (kilka pytań na raz), niepotrzebnym dodawaniem kontekstu – giń, przepadnij.
  3. W sesji nie ma miejsca na Twoje opinie czy psychoedukację (bo akurat wyda ci się, że klient nie ogarnia mechanizmów podstawowych relacji psychospołecznych, więc go pouczysz bez pytania). Jeśli nawet czujesz się na tyle mocno, żeby mówić klientowi jak działa człowiek oraz tłumaczyć mu świat, daj sobie z tym spokój. Ważne jest, żebyś Ty zrozumiał klienta, a nie on Ciebie, ważne, jak on interpretuje świat, a nie Ty. Zatem, jeśli skoncentrujesz się na wykazywaniu się własną wiedzą – giń, przepadnij.
  4. Koncentrowanie się na przeszłości (zwłaszcza emocjonalnej) klienta i próby pracy terapeutycznej, nawet jeśli masz do tego przygotowanie. Jeśli słyszysz, że klient często wraca do swojej przeszłości, mówi o swoich traumach, koncentruje się na własnej niemocy wynikającej z doświadczeń – raczej zaproponuj mu pracę z terapeutą, (możesz to być ty, jeśli masz przygotowanie, albo możesz kogoś polecić) niż nagrywaj z nim sesję egzaminacyjną. Jeśli więc zaczniesz wchodzić w tryb terapeutyczny – no to już wiesz.

 

Podsumowując – jeśli nie popełnisz tych kardynalnych błędów, to już prawie możesz zacząć wizualizować sobie certyfikat z napisem „ICF is honored to confer upon (twoje imię i nazwisko) the designation of ACC”.

Jak jednak wiadomo „prawie” czyni różnicę. Co więc musisz zrobić, żeby „prawie” zmienić w pewność, którą poczujesz po naciśnięciu przycisku „wyślij” w formularzu zgłoszeniowym, kiedy zakładając ręce za głowę pomyślisz: „jestem coachingiem”?

W tej części zajmę się dwiema pierwszymi kompetencjami oznaczonymi jako część „A – Założenia podstawowe”, czyli: kompetencja 1 – „Działa zgodnie z zasadami etyki” i kompetencja 2 – „Wciela w życie postawę coachingową”.

  1. „Działa zgodnie z zasadami etyki” – tutaj sprawa jest o tyle jasna, że superwizorzy ICF nie oceniają tej kompetencji podczas odsłuchu sesji, chyba że popełnisz kardynalne błędy numer 3 lub 4, albo oba na raz. Wtedy giniesz i przepadasz. Jeśli ich nie popełnisz, możesz przyjąć, że ta kompetencja jest już w Twoim kuferku kompetencji.
  2. „Wciela w życie postawę coachingową” – tutaj sprawa nie jest jasna. W dużej mierze dotyczy ona pracy nad sobą i rozwoju coacha, czego nie można wykazać w sesji. Sam ICF definiuje tę kompetencję tak: „Coach przyjmuje i rozwija w sobie otwartość, ciekawość, elastyczność oraz podejście skoncentrowane na kliencie”. Istnieją pewne znaczniki, dzięki którym można tę kompetencję wykazać w sesji, ale zanim o nich napiszę zaznaczę, że ta jedna kompetencja jest oceniana również podczas pisemnej kwalifikacji, czyli egzaminu/testu. Formułę egzaminu zmieniono niedawno; teraz składa się on z 81 pytań (opisów sytuacji klienta, o których coach dowiaduje się podczas sesji) wraz z czterema odpowiedziami, wśród których musisz wskazać najlepsze oraz najgorsze możliwe działanie coacha. Maksymalna liczba punktów na egzaminie to 600, a pozytywny wynik uzyskujesz, jeśli uzyskasz ich 460. Możesz go zdawać zdalnie, ale pod nadzorem „internetowego opiekuna” z Pearson VUE, międzynarodowego centrum egzaminacyjnego. Niestety nie ma egzaminu w języku polskim, ale dostępna jest tzw. pomoc językowa – czyli możesz przeczytać zarówno pytanie, jak i odpowiedzi po polsku, ale zaznaczasz właściwe w wersji angielskiej. Egzamin po części sprawdza też kompetencję nr 1.

 

Teraz znaczniki, czyli Twoje konkretne zachowania czy wypowiedzi, dzięki którym superwizor popijający amerykańską kawę z papierowego kubka o pojemności 700 ml (zamówił małą) będzie mógł ocenić, czy ta kompetencja również może zostać złożona w twoim kuferku kompetencji.

Co ciekawe – ta kompetencja nie ma przypisanych właściwych znaczników, sam ICF odsyła to znaczników w kompetencjach 4,5, 6 i 7, ale to co mogę zbiorę tutaj. Generalnie nazwałbym tę kompetencję „ciekawością klienta”, ale taką specyficzną, czyli NIE: „Jakie pikantne szczegóły z życia klienta jeszcze chcę poznać”, tylko TAK: „Ciekawe jak on to przeżywa, jak sobie z tym poradzi?”

  1. Działanie w odpowiedzi na klienta i na to co chce osiągnąć. Tutaj chodzi o to, aby być reaktywnym, odzwierciedlać i zadawać pytania wynikające z bieżącego kontekstu i flow sesji a nie z pomysłu coacha, czy etapu rozmowy (czyli np. podczas gdy klient mówi o tym, że właśnie odkrył dla siebie coś ważnego, a coach zamiast pytać o to co odkrył klient, co zyskuje dzięki tej wiedzy, jak się czuje z tym odkryciem, itp. mówi: „mhm”, po czym zadaje pytanie o opcje, bo zostało mu 15 minut sesji).
  2. Pytanie raczej o wnioski niż o fakty. Chodzi o to, aby nie dopytywać o nadmierną liczbę szczegółów z życia klienta. Klient je zna, a coach często nie potrzebuje wiedzieć precyzyjnie, co się w życiu klienta dzieje. Skoro więc klient wie co się dzieje, a coach tego nie potrzebuje, lepiej pytać o to, jak klient przeżywa i interpretuje to, czego doświadcza zamiast o szczegóły samego doświadczenia. Wyjątkiem będzie sytuacja, w której klient nie zauważa faktów, pomija je a mogą one doprowadzić go do ważnych dla siebie wniosków. Wtedy warto dopytać.
  3. Dzielenie się intuicją, obserwacjami, komentarzami czy uczuciami z klientem, ale bez przywiązywania do nich wagi. Chodzi tu o to, że czasem „coś” może nam podpowiadać, że klient np. nie ma przekonania do jakiegoś działania, wtedy możemy powiedzieć: „mam wrażenie, że Ci to nie leży…” – i pozostawić z tym klienta, lub spytać: „Co ty na to? Jak to widzisz?”.

 

Na tym parkuję ten odcinek. Wiesz, jakich błędów się wystrzegać, wiesz na czym polega egzamin, znasz pierwsze znaczniki. Dodam tylko, że powyższe zachowania „zaliczą” również inne kompetencje, to znaczy, że czasem jedna dobra interwencja coacha (pytanie, odzwierciedlenie, stwierdzenie) wskazuje na posiadanie więcej niż jednej kompetencji.

O pozostałych znacznikach czytaj w części drugiej. :)

Udostępnij
O autorze: Adam Walerjańczyk
Interesuje się wieloma rzeczami z różnych dziedzin, ale bardzo, bardzo ogólnie. Wesoły i niekonsekwentny. Aktualnie zainteresowany marketingiem, postprodukcją filmową i mediami społecznościowymi. Kieruje się intuicją bardziej niż dowodami. Potrzebuje wokół siebie ludzi o dokładnie przeciwstawnych stylach działania i na szczęście takich ma.

Napisz komentarz