Na początek kilka słów, które mogą dać odpowiednie światło na ten artykuł. Piszę go przede wszystkim z perspektywy przedsiębiorcy, który razem ze wspólnikami i zespołem funkcjonuje na rynku szkoleniowo – coachingowym od ponad dziesięciu lat. Wiem, że marka, jaką jest SET (nawet nie silę się na pisanie „Grupa SET”, bo i tak większość naszych absolwentów i sympatyków marki woła na nas „SET”. Cudnie;) jest już w jakimś stopniu rozpoznawalna na tym rynku. Myślę też wystarczająco trzeźwo, żeby wiedzieć, że nie jesteśmy jak Coca – Cola i na pewno nie każda osoba zajmująca się szkoleniami o nas słyszała. Tak, czy inaczej, to co mamy dziś w kontekście rozpoznawalności i statusu marki jest wystarczające, żeby:
- Naprawdę dobrze funkcjonować w projektach otwartych,
- Otrzymywać nowe zlecenia biznesowe,
- Nie bić się o każdy kontrakt i być partnerem dla klientów a nie „słabszym” podmiotem,
- Mieć, wprawdzie kruche, ale poczucie bezpieczeństwa – jeśli nie zrobimy czegoś naprawdę złego albo rynek się nie zawali, możemy patrzeć w przyszłość spokojnie i dalej robić swoje.
Start w biznesie
Jednocześnie obserwuję naszych absolwentów, którzy stawiają swoje pierwsze kroki na rynku i widzę, jak dużo pracy wkładają w start swojego biznesu i jak mało ta praca przynosi im efektów (no dobra, tego może nie widzę, ale czasem słyszę od nich samych). Pojawia się zwątpienie, poczucie niepewności, stąpanie po niepewnym gruncie i brak informacji z rynku, czy to, co robią jest dla kogokolwiek wartościowe.
Dla jasności – na razie nie mówię jeszcze o pieniądzach, w sensie, że ktokolwiek chciałby im zapłacić za ich pracę, ale wartościowe w znaczeniu – czy komuś realnie pomagam, czy to co robię ma jakiś sens.
I „dla jasności 2” – jestem przekonany, że to co piszę dotyczy nie tylko naszych absolwentów, ale wszystkich osób, które w pewnym momencie życia stwierdziły, że mają wystarczającą wiedzę ekspercką, żeby przebić się na rynku, więc rzucają etaty i idą na swoje.
I co się wtedy dzieje?
Dupa.
- Nagle okazuje się, że Twoje posty na fejsbuku lajkuje rodzina i najbliżsi znajomi, często tylko przez przyzwoitość i sympatię.
- Że na webinarach, jeśli masz odwagę je prowadzić pojawia się 6 osób, z czego 4 to ci powyżsi znajomi, a jedna to Ty. A webinar trzeba przecież dociągnąć do końca.
- Że Twoja strona internetowa świetna, super, gratulacje, ale nie ma na niej ruchu.
- Że nie ma komentarzy pod artykułami na blogu.
- I wreszcie – że nie masz klientów.
Na dodatek:
- Widzisz kolejne posty konkurencji – a to mega wyprzedaż, a to czyjeś wystąpienie na konferencji, brawa, sukces, a to ostatnie sztuki bullet journala, bo właśnie wyprzedał się drugi nakład a zainteresowanie przerosło oczekiwania twórcy i zgarnął hajs, który szybciutko potrafisz przeliczyć,
- Zaglądasz na strony konkurencji i widzisz sukcesy, reakcje społeczności, komentarze z taką ilością miodu, że skleja Ci gardło na samą myśl,
- Trafiasz na negatywną opinię o Twojej konkurencji i przez chwilę robi Ci się lżej,
- Widzisz kolejną promocję produktów / usług konkurencji, na którą to promocję Cię nie stać, a nawet jeśli Cię stać to i tak nikt się nią nie zainteresuje.
- Trafiasz na filmik o wytrwałym żółwiu, który dzięki swojej konsekwencji dotarł z plaży do wody zaraz po wykluciu i dożył sędziwego wieku i zaraz myślisz, że 90% jego braci, sióstr i kuzynów zginęło na tej plaży i zastanawiasz się, w której grupie jesteś.
No dobra, trochę mnie poniosło. A może nie.
Jak zacząć własny biznes?
Bezlitosna prawda jest taka, że 90% żółwi umiera. Znaczy, umierają ostatecznie wszystkie, ale 10% dożywa dorosłości (to dane niepotwierdzone, wyssane z palca, ale chodzi mi o miażdżącą większość).
Dobra wiadomość jest taka, że skoro to czytasz to znaczy, że nie jesteś żółwiem, a więc już na starcie masz większe szanse. Poza tym – nie walczysz o życie, pamiętaj. Po części tak, bo pieniądze, które docelowo ma przynieść Twój biznes są po to, żeby żyć, ale jeśli się nie uda, to przecież i tak sobie poradzisz. Walczysz więc o coś innego – o ambicję, o niezależność, o udowodnienie sobie i innym, że potrafisz; wreszcie walczysz o to, żeby pokazać światu, że jesteś potrzebna. Albo potrzebny.
Jak więc walczyć, skoro wszystko robisz dobrze? Tworzysz wartościowe treści, masz spójną wizualizację, masz solidną wiedzę o swoich produktach czy usługach, masz plan na marketing, który konsekwentnie realizujesz, masz czas, który uczciwie wykorzystujesz, pracujesz po 14 godzin na dobę i nadal niewiele się dzieje.
Chciałbym napisać, że skoro wciąż oddychasz w sensie biznesowym to znaczy, że nadal jesteś w tych 10% żółwi, które jeszcze pełzają do wody. I, że jeżeli nie zabraknie Ci sił, to do niej dotrzesz.
Ale nawet, jeśli tak się stanie, to w wodzie wcale nie jest dużo bezpieczniej. Ptaszyska wyławiają maleńkie żółwie również z wody, to samo robią ryby. Smakują im wciąż jeszcze miękkie skorupki.
Na początku wszystko, ale to wszystko jest przeciwko Tobie. I nawet jeśli robisz wszystko dobrze, może się okazać, że nie uciekniesz przed biznesową śmiercią.
Alternatywą jest zatrzymać się i czekać na najbliższego śmiercionośnego ptaszyska. Wtedy na pewno umrzesz, jak nie w dziobie ptaka to od słońca, które wysuszy Cię na amen albo po prostu z głodu.
Ale póki robisz swoje, póki choćby pełzasz do tej wody – żyjesz. Może to nie jest wymarzone życie, bo wciąż niepewne, ale żyjesz. Żyjesz tylko kiedy działasz.
I mogę Cię zapewnić, że wiem, o czym piszę.
Doskonale pamiętam uczucia, które mną targały ponad dziesięć lat temu. Nieznośna niepewność, poczucie marnowania czasu, dobijający brak efektów, przegrywane przetargi, odrzucane oferty, kolejna edycja Szkoły Trenerów przesunięta o miesiąc i o kolejny, bo nie zebrała się grupa…
Byłem tam.
I nie raz myślałem o powrocie na etat. I działałem. Czasami z poczuciem bezsensu, z zaciśniętymi zębami ale działałem.
Dziś, szczęśliwie mogę powiedzieć, że jestem w gronie 10%. I nie wiem, ile w tym naszej (zespołu, bo nie byłem sam) zasługi a ile szczęścia. Wielu próbowało równo z nami i dziś ich nie widzę na rynku. I też robili swoje i robili to dobrze. Może więc mieliśmy szczęście?
Możliwe.
Ale nie mielibyśmy go, gdybyśmy się zatrzymali, to wiem na pewno.
Z całego serca Ci życzę, żeby Twój biznes był w tych umownych 10% dożywających sędziwego wieku biznesów. Nie mogę Ci obiecać, że tak się stanie.
Ale mogę zapewnić, że jeśli przestaniesz działać, umrzesz biznesowo.
4 komentarze