TOP_tlo_39
SETki inspiracji
Blog Grupy SET

155. Z czym wracamy na salę szkoleniową?

W ubiegłym tygodniu miałem okazję szkolić cztery dni pod rząd. Czwartek i piątek spędziliśmy z Maćkiem na sali szkoleniowej w bajecznie położonym i jakby luksusowym hotelu w Białce Tatrzańskiej a sobotę i niedzielę spędziłem w mojej miłej, zagraconej piwniczce w towarzystwie uczestniczek i uczestnika szkoły coachów – on-line.

No to teraz jak wypada test – porównanie.

Firma, dla której pracowaliśmy w czwartek i piątek, a właściwie jej menadżerowie, którzy byli uczestnikami szkolenia przyjęli nas bardzo otwarcie, serdecznie i z zaangażowaniem weszli w szkolenie. Piszę o tym, bo tak życzliwej i wesołej grupy dawno nie uświadczyłem. I nie wiem, czy to kwestia samej grupy, czy czasu, który upłynął od ostatniego realnego szkolenia, czy okoliczności, w jakich byliśmy przez dwa dni (nie, okoliczności na pewno nie. Zdarzało mi się szkolić w najdroższych hotelach i mieć wrażenie, że jestem tam za karę), ale praca była bardzo przyjemna. Cała przedszkoleniowa krzątanina, rozkładanie materiałów, wieszanie flipchartów, podłączania sprzętu a potem intro do szkolenia, pierwsze interakcje, śmiechy, wzajemne uszczypliwości uczestników a potem wejście w pierwsze ćwiczenia, kiedy zaczynało się robić poważnie i refleksyjnie.

Dynamika.

Mimo wielu aplikacji pozwalających na zwiększenie dynamiki szkolenia on-line, przepływ energii w realnych warunkach jest jednak zupełnie inny. Jest lepszy. Gęstsze, bardziej kaloryczne dyskusje. Znacznie więcej możliwości interakcji bez konieczności odciszania mikrofonów i wiecznych „nie słychać cię, coś szumi”.

Ale jest też nieco większy stres. Prowadzę szkolenia od 2000 roku i niemalże zawsze go odczuwam. Z jakim nastawieniem wejdą ludzie na salę? Jak atmosfera panuje w ich firmie i jak się ona przełoży na ich udział w szkoleniu i angażowanie się w ćwiczenia versus robienie ich, bo trzeba. Będą pytać, by uzyskać odpowiedzi czy po to, by próbować udowodnić, że to jednak oni mają rację, a ja się nie znam?

Oczywiście w onlajnie też miewam taką rozkminkę, ale wtedy jestem u siebie i w każdej przerwie mogę sobie odetchnąć, nawet trochę schować bez konieczności pokazywania, że wszystko ze mną w porządku, kiedy tak naprawdę w porządku nie jest i jestem zwyczajnie zdenerwowany. Na szczęście to rzadkie stany, ale jednak się zdarzają.

Czy tęskniłem za zajęciami na sali?

Okazuje się, że tak.

Jednocześnie podczas weekendowych zajęć, które prowadziłem w szkole coachów, mieliśmy większą niż w realnych warunkach intymność. Kiedy pracowaliśmy w podpokojach inni uczestnicy nie widzieli wzruszeń, łez, nie siedzieli potem podczas omówienia z pytaniem wewnątrz głowy: „ciekawe co tam się wydarzyło w tej parze / trójce, że ktoś ma zapłakane oczy”.

No i on-line to oszczędność czasu, która jest nie do przecenienia oraz możliwości spotkania, których nie ma w realu. Jeden z uczestników brał udział w zajęciach siedząc w swoim domku na balijskiej plaży. Kiedy kończyliśmy zajęcia, u niego była już noc. Ja usiadłem do komputera dziesięć minut przed rozpoczęciem zajęć (oczywiście wcześniej przeglądając materiały, ustawiając właściwe linki, sprawdzając połączenie, itp.). Na szkolenie w Białce Tatrzańskiej wyjechałem w środę o dziewiątej rano (no dobra, chciałem być tam najpóźniej o 16, żeby objechać rowerem jezioro Czorsztyńskie z Maćkiem). Ale gdyby nie przejażdżka, musiałbym wyjechać najpóźniej o 12:00, by po prawie ośmiu godzinach dojechać na miejsce. W piątek wróciłem do domu po 23:00 tylko dlatego, że szkolenie skończyliśmy wcześniej niż zwykle, bo ok. 15:00, choć kosztem pracy dzień wcześniej prawie do 19:00.

Czy czekam na pełne otwarcie biznesu na szkolenia na sali, żeby wreszcie wyjść z piwnicy, gdzie mam biuro i wirtualną salę szkoleniową?

Odpowiadam – tak i nie.

Marzy mi się, żeby część szkoleń została w on-line.

Bo pozwalają na rozwój większości kompetencji nie gorzej niż te realne. Bo pozwalają na sprawne zorganizowanie szkolenia dla ludzi z całej Polski i nie tylko, bez konieczności rezerwacji sal, hoteli, noclegów, bez dojazdów z różnych części kraju do, na przykład, Warszawy. A potem pilnowania pociągów czy stresu, że będą korki i ktoś wróci do Szczecina po północy. Wyjątkiem będą te szkolenia, w których mamy pracować nad budowaniem zespołu, jakością relacji w zespole, itp., jak teraz w tej Białce. Tutaj absolutnie warto poświęcić czas i pieniądze na spotkanie się w jednym miejscu i czasie.

Gdybym więc miał czarodziejską różdżkę i mógł tak nią zaczarować, żeby było tak, jak chcę to miałbym życzenie, żeby 60% szkoleń zostało w on-line a 40% wróciło na salę. Szkolenia trenerskie, budowanie zespołu, może jeszcze komunikacja w zespole, rozwiązywanie konfliktów – to wszystko niech dzieje się na sali. Mamy nadzieję, że już wkrótce będzie to możliwe. Pewnie z maseczkami, dezynfekcją i keep distance, ale na salach w różnych miastach.

Ale szkolenia z zakresu coachingu, zarządzania ludźmi, zarządzania zmianą, projektami czy większość szkoleń twardych spokojnie można realizować zdalnie bez straty na jakości rozwijanych kompetencji.

Ciekaw jestem Waszych opinii.

Piszcie tutaj i na Facebooku. :)

Udostępnij

Napisz komentarz