Prokrastynacja – trudne słowo.
Ogromna ilość poradnikowych artykułów i szkoleń dotycząca tego zagadnienia chce nas nauczyć, jak z prokrastynacją walczyć. Jak pozbyć się złej prokrastynacji z naszego życia. Jak realizować tylko zadania ważne i potrzebne, jak zmusić się do ich wykonywania. Tylko czy rzeczywiście musimy się do tego zmuszać? Czy rzeczywiście musimy z prokrastynacją walczyć?
Od małego wpaja się nam, że „najpierw obowiązek, potem przyjemność”, że „bez ciężkiej pracy nie ma kołaczy”. Tymczasem jesteśmy naturalnie – jako ssaki – ukształtowani tak, że wolimy czynności łatwe, przyjemne, z szybką gratyfikacją. Unikamy zaś tych trudnych, wymagających wysiłku, po których nagroda nie przychodzi od razu.
Najcelniej o ludzkim odkładaniu rzeczy na później mówi Tim Urban. Jako mówca konferencji TED oraz autor bloga waitbutwhy.com nieustannie zgłębia ten temat. Opisując proces wiecznego odwlekania zadań, Urban wsadził nam do głowy Kapitana (Rational Decision Maker), Małpę (Instant Gratification Monkey) i Panikę (Panic Monster). Za pomocą tych trzech prostych alegorii opisał prokrastynację, a tym samym sposób działania naszego mózgu.
W naszej głowie trwa nieustająca walka o ster pomiędzy Kapitanem i Małpą. Kapitan patrzy na wszystko z szerokiej perspektywy; umie planować, kalkulować, układa harmonogram działania. Rozumie potrzebę trudu i wysiłku. Kapitan wie, że nie każde zadanie jest przyjemne i łatwe, ale jest gotowy się trudzić, by osiągnąć wyższe, dalekosiężne cele. Małpa z kolei nie chce się męczyć, chce mieć frajdę z każdego działania. Co więcej – frajda ma być tu i teraz. Małpa zwykle wygrywa walkę o ster i jest tylko jedna rzecz, której się boi. Jest tylko jedna rzecz, która może ją od steru odsunąć – Panika. To właśnie Panika pojawia się w obliczu wiszącego nad nami deadline’u i tylko ona jest w stanie przywrócić porządek w naszej głowie. Tim Urban mówi, że to nasz Anioł Stróż, bo oddaje ster Kapitanowi, by ratował statek chwilę przed niechybną katastrofą.
To, co dla mnie pozostaje najważniejsze w tej opowieści to taka krótka myśl. Olśnienie, które uderzyło mnie niczym grom z jasnego nieba: nie wygram z prokrastynacją. Jedyne, co mogę zrobić, to uświadomić sobie ten proces w mojej głowie. Nie warto walczyć z prokrastynacją. Nie warto szukać sztuczek, by zmusić się do pracy. Małpy nie oszukasz. Twoja Małpa jest świetna, bo ona oprócz tego, że przeszkadza Ci robić rzeczy ważne i trudne (i czasem nudne), odpowiada za kreatywną część Ciebie. To Małpa potrafi znaleźć sto tysięcy powodów, by nie pisać raportu. To Małpa potrafi użyć tak niepodważalnych argumentów, że zamiast pisać artykuł na bloga (np. Grupy SET®) oglądasz filmiki na YT o wpadkach telewizyjnych prezenterów ze wszystkich stacji telewizyjnych południowej Ameryki.
I to wcale nie jest tak, że kocham swojego Kapitana, a Małpy nienawidzę. Lubię wszystkich w mojej głowie; lubię Kapitana – czuję się mądra i dojrzała, gdy on jest przy sterach, lubię Małpę (może nawet najbardziej z całej trójki) i cenię Panikę, bo ma w sobie MOC.
Zatem jeśli nie walczyć, to jak zabrać się do zadań trudnych i żmudnych? Wydaje mi się, że jedynym sposobem na zminimalizowanie prokrastynacji w naszym życiu jest polubienie Małpy w sobie. Trzeba poszukać dla niej fajnej zabawki, gadżetu, zachęty w każdym, nawet w najnudniejszym zadaniu, które czeka na nas i nie chce się zrobić samo.
Jeśli nudny raport – to tylko
(bo ma nazwę kojarzącą się z wakacjami), jeśli tekst na bloga – to tylko z kubkiem czekoladowych lodów przy komputerze. Moja Małpa jest wtedy zadowolona. A co lubi Twoja Małpa?